Zaczyna jednak powoli zmierzchać. W drodze prowadzącej do Monastyru zatrzymujemy się w Vendi pytając o ewentualne wynajęcie domku kempingowego na nocleg. Cena 50 lewów jest do przyjęcia, ale decydujemy się pojechać jeszcze te kilkanaście kilometrów do samego Monastyru, gdzie podobno też można się przenocować w mnisich celach. Stajemy przed samą bramą, która z zewnątrz wygląda dość skromnie, ale kryje za sobą wspaniały zabytek architektonicznej sztuki sakralnej wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Kudłaty pop informuje nas, że jest możliwość noclegu za 30 lewów od osoby, w skromnie urządzonych pokojach z łazienką. Po miłej rozmowie udziela nam zniżki grupowej, ale rano o godzinie 6.00 jednak zaprasza nas na mszę dziękczynną do cerkwi. Decydujemy się na taki nocleg z ochotą, bo jak do tej pory nigdy nie mieliśmy okazji spać w klasztorze. W pokoju stoją łóżka na sprężynach i jedna szafa. Na ścianie wisi obrazek Matki Boskiej. Łazienka jest prosto urządzona, ale czysta z małym okienkiem, w którym są kraty. Zza okna pokoju dobiega nas szum wody ze strumienia, a rankiem ukazuje się nam wspaniały widok na góry.
Budzi nas płacz małej dziewczynki z sąsiedniego pokoju. Okazuje się, że to kilkuletnia Francuzka, a jej rodzice poszli na mszę i ją zostawili samą. Płakała tak głośno, że widocznie nawet w cerkwi ją było słychać, bo za chwilę jej rodzice wrócili i zabrali ją ze sobą na poranną modlitwę. Ja też się tam udałem, nie tylko spełniając przyrzeczenie sympatycznemu mnichowi, ale ze zwykłej ciekawości. W cerkwi było nas co prawda tylko z dziesięć osób, ale chyba warto było ją zobaczyć, bo po modlitwie wnętrze świątyni było zamknięte dla zwiedzających.
Monastyr wygląda nocą przepięknie, zwłaszcza dobrze oświetlone, drewniane krużganki zespołu klasztornego. W dzień architektura całego kompleksu też prezentuje się wspaniale w otoczeniu wyniosłych gór. Po środku dziedzińca stoi cerkiew św. Bogurodzicy bogato zdobiona freskami, z okazałym ikonostasem wewnątrz. Obecna zabudowa pochodzi z XIX wieku, a najstarszą budowlą jest baszta Chrelina z XIV wieku pamiętająca jeszcze czasy założyciela pierwszej świątyni, pustelnika Iwana z Riły. Cieszymy się, że dane nam było spędzić tutaj noc, bo to jedno z ważniejszych przeżyć, których doświadczyliśmy podczas naszej bałkańskiej wyprawy. Czas jednak jechać dalej.