Pogoda zmienną bywa i tego dnia również manifestowała swoje niezdecydowanie, odwrotnie proporcjonalnie do nas a właściwie do chłopaków wyszykowanych na ... ryby :))
Niebo wyrzucało z siebie delikatne krople deszczu, wiatr przemieszczał masy chmur od śnieżnobiałych po granatowe. Wściekłe tuż przed zachodem słońca okazały swoje niezadowolenie i z pomocą wiatru buchnęły w twarz zimnym prysznicem.
To nie pokrzyżowało naszych planów i tym oto sposobem udaliśmy się nad staw do znajomego taty.
Ryby nie współpracowały z wędkarzami, ze mną słońce również, może dopiero po deszczu, żebym sobie mogła parę fot sprawic.
To był miły dzień, początek prawdziwej wiosny, trochę kapryśnej ale świadomej swojej niepowtarzalnej urody.