Ach !
Bolonia !
Czerwone miasto pełne domów z cegły o dachach z czerwonych dachówek. A na oknach czerwone rolety. Miasto portyków i ciasnych uliczek, niezwykłe i urzekające. Rozmiar Centro Storico niewiarygodny.Długie, ciągnące się kilometrami arkady ( 38 km) skutecznie chroniły mnie przed upalnym słońcem - zamiast łup w łeb - spokojna aklimatyzacja. A i parasoli w sklepach tu pewnie brak.Na ulicach tłumy młodych i całkiem sporo emerytów, turyści i imigranci pośród mieszkańców i studentów, a życie tu toczy się swoim rytmem, który choć dosyć szybki, nie męczy.
Dworzec kolejowy Bolonia Centrale – spory, prawdziwe tłumy, tu dopiero łatwo odróżnić turystów od mieszkańców. Ale okolica dworca … nie budzi namiętności.
Gelato – Wybrałam granite grejfrutowe – bezapelacyjnie najlepsze lody jakie jadłam. Polecam choć ten powalający smak jest zdecydowanie „tylko dla dorosłych”.
Hotel – W dzień przed wyjazdem dostałam maila ze zmianą rezerwacji z apartamentu na hotel. Z duszą na ramieniu lądowałam w Bolonii. Ale było co trzeba.
Jedzenie – w Bolonii podobno najlepsze ! Tortellini były niezłe. McDonaldowa kanapka z inną bułka i innym serem również (nie bijcie).
Kawa – rano z rogalikiem, potem parę razy w biegu „na stojaka”, a wieczorkiem powolutk.u na foteliku. Totalnie uzależnia.
Lotnisko – gdyby nie tanie loty to ani lotniska, ani Bolonii bym nie widziała. A tak Bolonia zawróciła mi w głowie, a i lotnisko … parę dziesięcioleci lepsze od wrocławskiego.
Muzea – cóż, może następnym razem. Koniecznie następnym razem.
Oświetlenie – odrutowane ulice z wiszącymi lampami plus druty trolejbusowe- ym, prawie jak w Meksyku ;). To mnie kręci.
Piazza Maggiore – samo serce miasta. I pomimo swych lat bije nadal mocno.
A mój ulubiony to Piazza Ravegnana u stóp wież, gdzie trolejbusy wyginają się i wciskają się w ciasne uliczki.
Ragnini - no jakże to nie skosztować tego wykrętasa z piekarni. Było pysznie, ale nie mogło być inaczej – w końcu to Bolonia.
Sklepy – w Bolonii to takie miejsca, gdzie uśmiechnięci sprzedawcy obsługują klientów, a tych drugich jest więcej niż tych pierwszych, choć tych pierwszych całkiem sporo.
Torri – wieże ,krzywe i stare - symbol Bolonii. Z 200 zostało zaledwie kilka. Dwie krzywe staruszki Torre degli Asinelli i Torre Garisenda - można zdobyć. Pokonałam 500 schodów na wyższą. Warto. I jeszcze raz dziękuję Hopperku.
Uniwersytet Boloński– 300 lat starszy niż Jagielloński i pierwsza uczelnia z nazwą uniwersytet.
Via dell'Indipendenza – tu wszystko się zaczyna i kończy.
Zagadkowy facet w hotelu – siedział na korytarzu na I piętrze od rana do wieczora i … nic. Zupełnie nic. Ot, taka zagadka.