Nie pojechaliśmy ogólnie dostępną szosą do Peritheia, jechaliśmy z innej strony a majaczący zza zakrętu drogowskaz z napisem OLD PERITHEIA był zachęcający. Chodzi o to, że nie spodziewaliśmy się takiej drogi. To, że była nie pokryta asfaltem to nic wielkiego. Kamienie były miejscami ogromne a przepaści..... Przez całe wieki jadąc w tempie żółwia nie byliśmy pewni czy to droga robocza do kamieniołomów czy ktoś sobie z nas turystów tylko zadrwił? Co chwilę przystawaliśmy aby sprawdzic czy są jakiekolwiek ślady budynków. Wszędzie tylko kamienie, głazy, skały, cyprysy. Nic. W pewnym momencie ściągnęłam obiektywem jakiś punkt, który okazał się czymś na kształt dzwonnicy. Hurra!!!! Obysmy tylko dojechali z całymi oponami-to jedno mieliśmy w głowach.
Sama wioska jest rozciągnięta. Nie byłam pewna czy jestem w Grecji? Ruiny domostw i kościołów robią oszałamiające wrażenie. Drzewa przypominały mi o Polsce: wiśnie, dęby, orzechy włoskie. Okna domów zieją pustką, podłogi skrzypią. Gdzieś stoi rama łóżka, wiszą na ścianach rozpadające się półki. Stare piece w malutkich izdebkach mówią wiele o mieszkańcach tej wioski.
W samym centrum wioski jest brukowana ulica, która rozwidla się i można dojśc do 3 tawern. Gospodarze tawern chętnie przyjmują spragnionych gości, można wymienic uprzejmości i odejśc z butelką dobroczynnej wody.
Peritheia jest odbudowywana. Dobrze by było, gdyby za kilka lat nie runęła jak domek z kart. Takie oblicze jak obecne mówi więcej niż na siłę zmontowane pod turystyczną nutę.