Rano w Tokaju była już znów piękna pogoda. Specjalnie nie nastawialiśmy się na zwiedzanie, raczej na degustację i zakupy. jakież była nasze zdziwienie (choć w sumie... chyba nie powinniśmy być zdziwieni), kiedy odkryliśmy, że to samo wino, które kupiliśmy w Lidlu w Budapeszcie za 1100 Ft., tu kosztuje 2-3 tys., a w markecie w ogóle go nie ma... pojechaliśmy nawet do wytwórni, która znajduje się kilkanaście km za Tokajem, ale była niedziela i pocałowaliśmy klamkę. Skończyło się na tym, że mąż w informacji turystycznej zapytał... gdzie jest najbliższy Lidl :)) - pojechaliśmy tam i kupiliśmy trzy kartony tego samego Asu puttony, po 1100 Ft za 0,5 l.
Za resztę pieniędzy nabyliśmy miejscowego półsłodkiego furminta prosto z beczki (600 Ft/l.) i dwa lepsze, butelkowane asu (5 puttonów, 2500/0,5 l.) od niejakiego Lajosa Soltesza, który nie mówił ani słowa w żadnym języku oprócz węgierskiego, ale jakoś się dogadaliśmy ;)