Jezioro Cisa, mimo, iż opisywane w przewodniku jako drugie po Balatonie, i w ogóle mekka turystów, okazało się cichym, spokojnym i pustym miejscem. Jedyny hotel, jaki widzieliśmy po drodze, znajdował się z Kirkore, ceny były jak na księżycu, gości zero, za to mnóstwo prospektów dofinansowanych przez UE jako wkład w rozwój regionu. Sam hotel zresztą chyba też, i był nagrodzony dyplomami i medalami, tylko co z tego.
Trzeba przyznać, że obsługa była mila i zjedliśmy tam genialną zupę z karpia (pontyhalasle). Były też potworne komary, i zaczęła się psuć pogoda - odjeżdżaliśmy już w deszczu.
Następne godziny spędziliśmy na szukaniu (już po ciemku) noclegu. Po 19.oo okoliczne wioski wyglądały na wymarłe - nawet w oknach nie świeciły się światła. W końcu znaleźliśmy jakąś znośną kwaterę prywatną w Abdaszalok.