Dzień się zaczął szalenie ciekawym transferem kolejowym. Trasa Mostar - Sarajewo to bezwzględnie piękny odcinek. Błogość widoczków za oknem pociągu psuły jedynie niezliczone tablice informujące o niebezpieczeństwie związanym z terenem zaminowanym... Smutna twarz Bałkanów też wciąż istnieje...
Samo Sarajewo to bardzo ciekawe, spokojne miejsce. Widać rzeczywiście olbrzymi tygiel kulturowy. Orient, secesja, socrealizm... Wszystkiego po trochu. Widać tez bardzo duży ruch turystyczny w ścisłym centrum, jednak tuż poza nim jest dużo swobodniej. Nie zabrakło oczywiście cevapów i sarejewsko piwo :-)
Miałem nadzieję, na ponowną rozkosz podziwiania widoczków przez okno, tymczasem pociąg nie chciał przyjechać. Ostatecznie dotarł z 2 godzinami opóźnienia, co oznaczało, że niemal po odjeździe zapadł zmrok, a wraz z nim noc okryła szczelną zasłoną bajeczne widoczki.
Kolejny wieczór w Mostarze upewnił mnie, że to jedne z bardziej cudownych miasteczek, jakie miałem okazję widzieć.