Podróż Kosowo, bałkański wyrzut sumienia - Próba przekroczenia serbskiej granicy



2010-07-22

Mając na uwadze ewentualne problemy graniczne, wyruszamy rano w kierunku Serbii do najbliższego przejścia granicznego. Mieliśmy kilka możliwości. Pierwsza – udanie się do odległej Mitrowicy, jak nam radził hotelarz, jednak gdyby nam się nie udało to mamy cały dzień z głowy i długi powrót do Prisztiny a potem do Macedonii, czyli na południe, choć nasz kraj rodzinny, do którego zamierzamy wracać znajduje się na północy od Kosowa. Druga – bezpośredni zwrot w dół do Skopje i wjazd do Serbii od strony Macedonii. Trzecia – próba przekroczenia najbliższej granicy  serbskiej i sprawdzenie na własnej skórze czy to nie strachy na lachy z tymi problemami czynionymi przez Serbów.

Wybraliśmy trzecie rozwiązanie, ale niestety serbscy pogranicznicy grzecznie, choć stanowczo zasugerowali nam powrót do Macedonii. Oficjalnie argumentowali to tym, że jesteśmy na terenie Serbii, a nie mamy ich pieczęci wjazdowych. Trochę im to czasu zajęło. Skierowali nas na boczny pas, bo nie znaleźli pieczęci kosowskich. Pewnie gdybyśmy mieli te stemple od razu wskazali by nam drogę powrotną, a tak chyba musieli się naradzić na posterunku bez naszej obecności. Suma sumarum straciliśmy na tej próbie ok. 2 godzin i z powrotem znaleźliśmy się w Prisztinie, by kontynuować naszą podróż do Polski jadąc teraz na południe. Tak to już bywa, że czasem, aby zrobić dwa kroki do przodu trzeba najpierw zrobić krok do tyłu.