Po bliższym zapoznaniu się z otoczeniem naszego miejsca wypadowego, postanowiliśmy już następnego dnia pojechać do Tunisu odległego o jakieś 40 km. Stolica Tunezji wygląda jak większe miasto na południu Francji. Co ciekawe pierwszy prezydent Tunezji Burgiba ożenił się z Francuzką, dzięki czemu kraj wszedł na drogę liberalizacji. Między innymi, co nas zaskoczyło, dopuszczalne jest przerywanie ciąży. Mężczyźni rządzą światem, a nimi kobiety.
Wyruszyliśmy na spacer po mieście, zmierzając do Wielkiego Meczetu. Na ulicach miasta sporo kafejek i iście europejski klimat, który nagle się zmienił gdy weszliśmy do medyny. Wszystkie te suki, czyli arabskie bazary, handlarze i wąskie, zadaszone uliczki tworzą niekończący się labirynt. Patrząc na ten ścisk i obfitość najróżniejszych towarów zastanawialiśmy się nad zwykłą logistyką dostaw i tego typu sprawami, skutecznie ignorując natrętnych sprzedawców zachwalających swoje dywany, torebki, lampy, talerze.
Gdy się wie o tym co czeka turystę po wejściu w takie miejsce, można się na to przygotować. Najlepiej potraktować to jako zabawę. Wówczas można się nieźle posmiać, gdy na przykład nie chcąc zakupić dywanu usłyszymy od tunezyjskiego sprzedawcy tekst łamaną polszczyzną: Polak mały fiut, Arab duży fiut! Albo zachęty do kobiet: Hej lala....Monika dziewczyna ratownika...czy do każdego, że jest: darmo, mało, łan dolar i tak dalej. Gdy się na to ktoś da złapać i przekona się, że łan dolar to nie znaczy jeden dolar tylko 20 dolarów, a darmo nie znaczy free tylko nie drogo czyli 20 dolarów i nie zdecyduje się na zakup, to usłyszy na pożegnanie coś takiego jak: babajaga lub parę innych zabawnych epitetów. Zdaje się, że ci wszyscy handlarze posługujący się tak sprawnie naszym językiem, raczej nie do końca chyba rozumieją wszystkie słowa które wypowiadają, ale i tak zabawa jest przednia.
Dziwią nas te wszystkie osoby, które to krytykują, obrażają się lub obrażają tych sprzedawców. Po co w takim razie chodzą na te suki wiedząc co ich tam czeka? Po co w ogóle przyjeżdżają do takiego kraju, gdzie ten sposób robienia zakupów i targowanie się to codzienność? Może lepiej faktycznie, by nie wychylały nosa z hotelu i siedziały przy barze z darmowymi drinkami przez cały dzień.
Inną sprawą jest oczywiście bakszysz. Za wskazanie drogi na taras, z którego widać panoramę Tunisu z meczetem. Za zrobienie zdjęcia szwaczce w zakładzie produkcji dywanów czy obsłudze hotelowej. Te kilka dinarów to dla nas parę złotych, dla tych ludzi to ważny grosz w codziennym utrzymaniu, a co ważniejsze normalna sprawa wynikająca z Koranu, gdzie jałmużna jest czymś oczywistym. Jeżeli komus to się nie podoba niech siedzi w domu. Wówcza zaoszczędzi nie tylko te parę złotych, ale także często sobie samemu i inym wstydu za swoje aroganckie zachowanie. Spotkaliśmy się z tym nie raz.
Jechaliśmy do Tunezji pełni obaw i sterotypowych opinii o naciągaczach, oszustach, natrętach i brudasach. Handlarze mają jak wiemy swoje metody, które raczej traktować należy jak folklor niż oszustwo czy coś gorszego. Widać trochę śmieci i zaniedbane elewacje budynków, ale i u nas można spotkać wiele takich zakątków. Komu się to nie podoba moze siedzieć w hotelu, gdzie nawet trawa jest zawsze zielona, nie ważne, że często bywa tylko sztuczna. A jeśli chodzi o higienę osobistą, to każdy wyznawca islamu myje się kilka razy dziennnie przed każdą modlitwą co nakazuje Koran.
Jadąc miejscowym luage, czyli busikiem do Tunisu jedna z kobiet po krótkiej pogawędce chciała zaprosić całą naszą szóstkę do siebie do domu na kuskus. Niestety musieliśmy odmówić bo chcieliśmy jeszcze zobaczyć wiele atrakcji. Choć dzisiaj tego trochę żałuję.