2008-08-14

Wieczorem dnia poprzedniego dotarliśmy do Sighişoary.
To chciałam bardzo zobaczyć. Już sama nazwa mnie ciągnęła.
A do tego jeszcze odpowiednia znowu reklama: rumuńskie Carcassonne:)
Kto widział Carcassonne - Sighişoary też sobie nie odmówi. Po przyjeździe rozłożyliśmy namiot na camping'u - nie było problemu ze znalezieniem.
Kolejny z nielicznych noclegów pod namiotem w te wakacje:)
Rozłożyliśmy namiot nad basenem i po krótkim spacerze orientacyjnym po mieście poszliśmy spać.

Rankiem poszliśmy zobaczyć urocze stare miasto.
Zbyt długo tam nie zabawiliśmy, ale zobaczyć warto było.
Zwłaszcza jedną z kolorowych uliczek (prezentowana zresztą na okładce jednego z przewodników wydawanych w naszym kraju:) )
Brukowane uliczki prowadzące na stare miasto, co i rusz jakiś stragan pamiątkowy do okupienia. Skusiliśmy się koszulkę (takie nasze zboczenie - chcemy w miarę możliwości przywieźć z każdej wyprawy koszulkę:) )
Trafiliśmy też na ładnie zaopatrzoną piwniczkę z winami w beczółkach - troszkę jednak za drogo, jak dla nas.
"Poszukamy czegoś w drodze":)
No to w drogę.
Na Sybin.