Podróż Narciarz na wysokościach - Wysuszone porcje po ujgurskich frykasach



Po dwóch dniach przekraczamy granicę z Chinami, po czterech docieramy do prowincji Sinkiang, gdzie leży cel naszej wyprawy. Miasto Kaszgar wita nas czteropasmową autostradą. Tu tracimy kilka dni na boje z władzami, by załatwić pozwolenie na wejście na Muztag Ata. Cudem tylko udaje nam się wywinąć z obowiązku zabrania ze sobą "oficera łącznikowego" - oficjalnego przedstawiciela chińskiej władzy na naszej wyprawie.  Nastroje bojowe, chociaż pojawiają się pierwsze obawy i wahania. Ratuje nas rewelacyjna kuchnia chińsko-ujgurska. Prawie tygodniowy pobyt w tym niezwykłym mieście to prawdziwy korowód uczt i degustacji. Kuchnia ujgurska opiera się na baraninie. Od mielonych szaszłyków poprzez pierożki, tłuste esencjonalne zupy, po wszechobecny lahmad, czyli makaron smażony z mięsem i warzywami - wszystko przyrządzane na tysiące sposobów z różnymi dodatkami i przyprawami. A na deser zawsze wspaniała zielona herbata (którą jednego wieczoru przez przypadek myjemy sobie ręce, wzbudzając salwy śmiechu miejscowej obsługi) i dojrzałe arbuzy lub melony. Kuchnia chińska jest bardziej wyrafinowana. Próbujemy bakłażanów, smażonych pomidorów i papryczek, jemy wspaniałe ślimaki nadziewane chilli, wędzone wątróbki, przepiórcze jajka i smażony serek tofu, kurczaka na ostro w czerwonym sosie oraz kaczkę po pekińsku. Niektóre potrawy mają taką moc, że nawet najtwardsi nie dają rady i odpuszczają. Przepysznym uzupełnieniem są egzotyczne zupy o subtelnym, nieznanym mi smaku. Nasza przygoda kulinarna kończy się wraz z opuszczeniem miasta. W górach królują liofilizaty - czyli specjalnie wysuszona (w bardzo niskiej temperaturze) i odtłuszczona żywność. Ruszamy w trasę. Nasze bagaże dźwigają dwa wielbłądy, które wkrótce okazują się jeszcze mniej pewne niż zdezelowane wehikuły produkcji radzieckiej. Nagle w czasie trawersu stromego zbocza jeden z nich się płoszy. Powiązany starymi linami stos naszych plecaków zsuwa się z jego garbu i wali w dół. Na szczęście tuż przed strumieniem jedna z lin zawija się o skałę i zatrzymuje pakunek. Chwała Bogu nie eksplodowała butla z gazem.  

 

 

Dojdą? Nie dojdą? Całość relacji Maćka Błasiaka czytaj w serwisie Logo24 >>

  • W drodze do bazy
  • Trasa do base campu
  • objuczony wielbłąd
  • trekking na śniegu
  • na wysokościach...
  • formalności