Podróż Hawaje - Big Island - Dzień dziesiąty



2009-06-13

 

W ostatnim dniu mamy do zaliczenia Narodowy Park Historyczny Kaloko-Honokohau, następnie musimy dostać się do Hilo i wieczorem przelecieć do Honolulu, no a z Honolulu do Chicago.

Zaczynamy od Kaloko-Honokohau NHS. Właściwie to jest pamiątka po przeszłych czasach, gdyż obecnie niewiele się tam znajduje.  Są jakieś szczątki ruin, ale gdyby nie było oznaczeń, że w tym miejscu wcześniej były hawajskie świątynie, to raczej trudno byłoby się tego domyśleć.

Na terenie tym znajdował się staw rybny Aimakapo, z którego zaopatrywano królewskie stoły.

Dzisiaj spotkać tam można znakowane numerkami żółwie i czerwone kraby, uciekające ni to bokiem ni to tyłem.  

Około 1 po południu kierujemy się w stronę Hilo. Mamy wystarczająco czasu, by spokojnie dojechać do Hilo około 4. Trzeci raz staram się załapać na helikopter, ale niestety z powodu deszczu lot nie może się odbyć. Coś nieprawdopodobnego.

Udajemy się na ostatnie zakupy, kupujemy też coś do jedzenia by jakoś przetrwać lot do Chicago.

Około 6 lecimy do Honolulu a coś koło 9 mamy samolot do Chicago.

Zanim wsiądziemy do samolotu jeszcze kilka myśli podsumowujących.

> Mieliśmy możliwość zobaczyć 3 wyspy, chociaż jest jeszcze jedna, którą chciałbym zobaczyć. Nazywa się Kaui i z tego co widziałem na zdjęciach warta jest zwiedzenia. Nam niestety nie starczyło czasu.

> Tak, wyspy różnią się od siebie. Najpiękniejszą jest Maui, kiedy leciałem na Hawaje nastawiałem się na egzotyczne klimaty i Maui spełniła je w pełni. Big Island też robi duże wrażenie, w szczególności wulkany oraz przynajmniej dla mnie obserwatorium astronomiczne, czarna plaża, oraz Ka Lea.

Oahu ma za dużo mieszkańców, ale również pozostawia miłe wspomnienia. Mój Boże co ja tutaj wyprawiam, nie chodzi mi o plebiscyt na najlepszą wyspę, bo pobyt na każdej jest specjalnym przeżyciem, ale gdyby już ktoś miał do wyboru tylko jedną wyspę, to chyba poleciłbym Maui.

> Teraz, kiedy już jestem po wyprawie kilka rzeczy zaplanowałbym troszkę inaczej. Przede wszystkim miałem kiepski aparat, ten co mam teraz mi wystarcza (Canon 30D) ale wówczas miałem Canon Powershot S1 IS. Trochę za słaby jak na te wszystkie klimaty. Dodałbym więc kilka punktów do zaliczenia, kierując się tylko potrzebą zrobienia dobrych zdjęć.

Brakowało mi też czasu na zapoznanie się z kimś miejscowym. Piękne miejsca to jedno, ale ludzie to zawsze ludzie.

Wylot

A Hui Hou -  do zobaczenia znowu. Taki tekst zobaczyliśmy na lotnisku. W ogóle z tym brzydkim wyrazem na h.. trzeba się jakoś oswoić gdyż dużo ulic Honolulu posiada jego człon. Tak, żeby tą sprawę już zamknąć do końca dodam, że po hawajsku Hui znaczy grupa, spotkanie, grupa lokalna.

Na lotnisku odprawa przebiegła sprawnie, poza jednym incydentem, pozbawiono nas jabłek przygotowanych na lot do Chicago. Jest jakiś przepis, który mówi, że nie można ani wwozić ani wywozić owoców lub nasion, wszystko w celu zachowania mikroklimatu.

Siedząc już w samolocie, przede wszystkim byłem dumny z tego, że udało się wszystko w miarę dobrze zaplanować. Poza licznymi wspomnieniami po powrocie, udało mi się namówić kilka osób na samodzielny lot na Hawaje, kiedy się teraz spotykamy czasami sobie wspominamy różne miejsca.

A jak mawiał Albert Camus: Od chwili, gdy nauczyłem się wspominać, nie nudziłem się już wcale.

 

  • 01 kaloko Honokohau
  • żółw nr 34
  • krab
  • 03 kaloko Honokohau
  • 04 kaloko Honokohau
  • krab
  • A hui hou - no comments :)