O istnieniu katedry w Beauvais dowiedziałąm się z jednego z komentarzy na kolumberze. Potem były poszukiwania w Internecie i tk narodziło się pragnienie zobaczenia niezwykłej budowli. Historia tego miejsca jest niesamowita - pragnienie wybudowania najwspanialszej, największej świątyni; liczne przeciwności losu - trzęsienia ziemi, choroby, pożary... i w końcu przerwanie budowy na etapie samego prezbiterium.
Wygląd katedry ociera się o komizm. Monumentalne wręcz prezbiterium i doczepiony doń maleńki kościółek zawierający "nawę główną". Możliwe, że niewiele czasu zostało na podziwianie tego tworu, bo wewnątrz widać ewidentne dowody na upadek tego zabytku. Pełno tam bowiem specjalnych rusztowań podtrzymujących konstrukcję. Z zewnątrz poddawano katedrę czyszczeniu, ale wg mnie skupili się nie na tym co trzeba...
Same miasteczko nie jest zbyt wyjątkowe... uderza w nim pustka na ulicach i chodnikach... nie wiem czy mają tam sjestę, czy może wtorki są wolne. Grunt, że sklepy były w dużej mierze pozamykane, a tubylców jak na lekarstwo. Rzucało się to w oczy zwłaszcza w porównaniu do ruchliwej stolicy z której wyjechaliśmy raptem dwie godziny wcześniej.
O 14.30 byliśmy już na lotnisku. Dowiedzieliśmy się, że Francuzi są większymi formalistami od Polaków (pierwszy raz tak dokładnie mierzono i ważono mi bagaż podręczny) i 1.5h później wystartowaliśmy do Gdańska.