2010-04-22

Tegoroczna wyspiarska zima strasznie nas rozleniwiła. Co prawda śnieg sparaliżował kraj tylko na kilka styczniowych tygodni, ale później było już tylko gorzej. Zimno, mokro i ogólna depresja, sporadycznie przerywana krótkimi chwilami słońca, które skwapliwie wykorzystaliśmy na doprowadzenie ogrodu do jako-takiej używalności.

Miarka przebrała się w miniony weekend. W trakcie bardzo skromnego, urodzinowego pijaństwa, zgodnie (Moja Pani, Krzysiek-Sąsiad i ja) uznaliśmy, że najwyższy czas rozprostować stare kości.

Wybór Krainy Wodospadów nie był przypadkowy. Jesienią ubiegłego roku wypatrzyłem ją na mapie przy okazji wyjazdu na rajd Wielkiej Brytanii w niedalekiej Rheoli. Szybko znaleźli się też inni chętni i wstępnie umówiliśmy się na niedzielne południe.

Na miejsce, czyli w okolice farmy Clyn-Gwyn skąd najlepiej wyruszyć na "Szlak Czterech Wodospadów", dojechaliśmy w niewiele ponad godzinę trasą A465 znaną jako "Heads of the Valleys". Droga biegnie prawie idealnie prosto od Abergavenny do Glyn-Neath i wyznacza granicę między (dawniej) przemysłowymi Dolinami (The Valleys), z których pochodziły węgiel i stal, przez całe dziesięciolecia napędzające brytyjską rewolucję przemysłową, a dziewiczymi pustkowiami Parku Narodowego Brecon Beacons.

Z boku zostawiamy Merthyr Tydfil - niegdyś nazywane "Żelazną Stolicą Świata" - i Ebbw Vale - inne słynne "stalowe miasto" południowej Walii. Raczej przygnębiający krajobraz z rzędami identycznych domków, oblepiających zbocza Dolin. Taki walijski Śląsk 20-30 lat po zamknięciu kopalń i hut.

W informacji turystycznej w Pontneddfechan zaopatrzyliśmy się w mapę szlaku i a couple miles farther up, jak nas poinstruowano, zostawiliśmy auta na małym parkingu przy Clyn-Gwyn. Tu małe zaskoczenie - krzyczące ostrzeżenia przed złodziejami okradającymi pozostawione samochody. Na takim pustkowiu? Hmm... Jest też, oczywiście, długa lista ostrzeżeń co należy i czego nie należy robić na szlaku.

Kilka pierwszych, trochę nieświadomie, łamiemy już po paru krokach. Zamiast trzymać się trasy, z punktu widokowego przy Sgwd Isaf Clun-Gwyn... karkołomną ścieżką (chociaż "ścieżka" to chyba trochę za duże słowo) schodzimy w dół, pod sam wodospad.

Nie mniej karko-, czy raczej języko-łomna nazwa wodospadu znaczy "Dolny Wodospad Białej Polany". Dziwna nazwa, biorąc pod uwagę, że głęboki wąwóz o urwistych ścianach porasta gęsty las. Gdyby nie fakt, że drzewa wciąż stoją zupełnie gołe po zimie, zapewne panowałby tu gęsty i wilgotny półmrok. Świadczy o tym choćby mech, grubą warstwą porastający i kamienie, i drzewa.

Dzięki kontrolowanej brawurze - po deszczu nawet nie próbowalibyśmy schodzić w dół! - widok mamy nieziemski. Sgwd Isaf Clun-Gwyn składa się z kilku mniejszych wodospadów, tworzących fantastyczną kaskadę. Najwyższy z nich bywa czasem nazywany "Małą Niagarą". Gdzieś w połowie "schodów" nurt lekko skręca w wąskim przesmyku przyspieszając jeszcze nurt wody. U podnóża zaś, znajduje się głęboki naturalny basen, w którym akurat... kąpało się kilku wyrostków, dopingowanych z brzegu przez nastolatki w dresach.

O wejściu z powrotem na górę nie było raczej mowy. Nawet jeśli okazałoby się to wykonalne, na pewno byłoby zbyt ryzykowne. Ruszyliśmy więc w dół rzeki, w poszukiwaniu jakiejś sensownej przeprawy. Niestety, po dosłownie kilkudziesięciu metrach od wodospadu, właściwie nieistniejąca ścieżka skończyła się pionową ścianą wąwozu. Trudno, trzeba przechodzić.

Cienki vel Dżon Rambo, zdecydował się na skok przez dość wąską, ale śliską i nierówną szczelinę przy samej kaskadzie. Pani Zwierzowa i Krzysiek ćwiczyli równowagę, skacząc po mokrych kamieniach. A Monika i ja (nauczony doświadczeniem z Grwyne Fawr) wybraliśmy rozwiązanie najpewniejsze: ściągamy buty i brodząc po kolana w lodowatej wodzie sprawdzamy czepność palców u stóp i ostrość rzecznych kamieni...

Na drugiej stronie znaleźliśmy się na równej dróżce z kładkami w miejscach, gdzie po deszczu tworzą się błotne kałuże. Po kilku minutach zupełnie niewymagającego spaceru, doszliśmy do kolejnego progu na Afon Mellte - Sgwd y Pannwr.

Na jego przykładzie doskonale widać co musi dziać się w tym mrocznym wąwozie kiedy pada. Dobrych kilkanaście metrów przed "Wodospadem Pilśniarzy" (nie ja wymyśliłem tę nazwę!), rzeka wpływa na idealnie wygładzone kamienne płyty, lekko przechylone na jedną stronę. Jako że woda była dość niska, wyżej położona część skalistego dna była odkryta, a w nim... głębokie nawet na półtora metra szczeliny i niewielkie baseny wyżłobione przez nurt, który musi bywać naprawdę dziki!

Sgwd y Pannwr, choć dla nas dopiero drugi, jest ostatnim dużym wodospadem na rzece Mellte. Nie jest też zbyt widowiskowy, ale to pewnie wina chwilowej suszy.

Zostawiając za sobą kolejną grupę nastolatków, która tym razem frajdę znalazła w skokach ze spragnionego wodospadu, ruszamy w górę wąwozu. Wygodna ścieżka, z której jeszcze przed chwilą mieliśmy ubaw, zmienia się w strome, skalne rumowisko. Już nie jest tak zabawnie. Trochę wyżej zaczynają się nierówno ułożone kamienne schody. Zastanawiam się co jest gorsze? W końcu, na szczycie, szlak znów zmienia się w wygodną dróżkę.

Po kilkunastu minutach dochodzimy jednak do kolejnych schodów. Tym razem prowadzących w dół, do najsłynniejszego z wodospadów w okolicy - Sgwd yr Eira, "Wodospadu Śnieżnego", na dopływie Afon Mellte - rzece Hepste.

Swoją sławę zawdzięcza półtorametrowej szerokości ścieżce biegnącej... za piętnastometrową ścianą wody. Na drugą stronę rzeki! Podobno w dawnych czasach, miejscowi pasterze przepędzali tędy owce. Dziś to jedna z największych atrakcji Waterfall Country.

Schody mają tę cholerną wadę, że skoro się z nich zeszło, prędzej czy później trzeba się na nie wspiąć. Z językiem na brodzie i trzema przerwami, jakoś się udało, Na górze jeszcze jedna, dłuższa przerwa na papierosa i idziemy do ostatniego wodospadu. Ostatniego dla nas, bo w kolejności pierwszego na rzece Mellte. Najpierw przez las, korytem strumienia, który chwilowo zanikł, a dalej, mniej więcej, kilometr leśną drogą.

Przy Sgwd Clun-Gwyn kolejne, po Sgwd y Pannwr, lekkie rozczarowanie. Gdyby padał deszcz... Wtedy pewnie zostalibyśmy w domu i narzekali na pogodę. A tak, zdobyliśmy wszystkie cztery wodospady. Własną, trochę przełajową trasą i wbrew zasadom bezpieczeństwa, ale się udało. Przeżyliśmy, zobaczyliśmy i mamy zamiar wrócić nad sąsiednie rzeki Nedd i Pyrddin.

  • Waterfall Country
  • Waterfall Country
  • Waterfall Country
  • Sgwd Isaf Clun-gwyn
  • Sgwd Isaf Clun-gwyn
  • Sgwd Isaf Clun-gwyn
  • Sgwd y Pannwr
  • Sgwd y Pannwr
  • Sgwd y Pannwr
  • Sgwd y Pannwr
  • Na szlaku
  • Sgwd yr Eira
  • Sgwd yr Eira
  • Sgwd yr Eira
  • Sgwd Clun-gwyn
  • Afon Mellte
  • Afon Mellte
  • Zwierz in Wonderland