CHINCHEROS
Z opisem tej części zwiedzania mam pewien problem. Otóż kościółek jak kościółek. Za to miasteczko! Miasteczko było bardzo urokliwe. Szczególnie w zachodzącym słońcu. Ludzie, kolory, sceneria. Chętnie bym tam został znacznie dłużej.
Przyznam, że choć piszę o tym tylko z dwudniowym opóźnieniem i nie pamiętam już co było takiego ciekawego w tym kościółku. Aha, już sobie przypomniałem, po prostu do niego nie wszedłem :) Swoją drogą takiej ilości kościołów podczas wycieczki jeszcze chyba nigdy nie zwiedziłem. W zasadzie mogę stwierdzić, że gdybym wybierał się na objazd kościołów, to wykupiłbym wycieczkę po Watykanie.
Ilość budownictwa sakralnego przekroczyła mój poziom akceptacji i po prostu oddałem się robieniu zdjęć detali okolicznych budynków. Zresztą nie byłem odosobniony w niechęci do zwiedzania kolejnego kościoła, była nas całkiem spora grupka.
Podczas schodzenia do autobusu bardzo urokliwymi uliczkami miasteczka, zwiedziliśmy wiele straganów, czyli peruwiańska ścieżka zdrowia po raz n-ty. Tym razem miałem wrażenie, że jest inna oferta handlowa. Wiele wyrobów z tykw, które są na miejscu (przynajmniej takie można odnieść wrażenie), ozdabiane przez artystów-rzemieślników. Poza tym spory wybór ceramiki i kubków. Chciałem nawet kupić kubek do herbaty, ale zapach pokrywającego go lakieru był tak okropny, że mimo ładnego wyglądu nie zdecydowałem się na zakupu.
Zachodzące słońce pięknie oświetlało niewielkie domki co dodało uroku temu ostatniemu akcentowi zwiedzania.
Piękne miasteczko, a kościółek... nie wiem i nie żałuję :)
Cóż, wróciliśmy do Cusco, skąd jutro wylecimy do Limy, gdzie przesiądziemy się do samolotu zmierzającego z powrotem do domu...
Czas żegnać się z tym ciekawym miejscem.