Podróż Nie ma ciśnienia - Casblanca - ale to nie był film



2010-04-02

Do Casblanki docieramy późnym wieczorem i pędzimy do schroniska w starej medynie. Niestety jest pełne, więc zostajemy w jakimś hotelu robotnicznym o wdzięcznej i zupełnie nieadekwatnej nazwie La Victoire. Jest to zaiste zwycięstwo nieszczęść. (Żadne z nas nie jest zbyt wybredne, ale tu kumulacja nas przerosła) Pokój nie ma okna, które dla odmiany jest w drzwiach korytarzowego prysznica, gdzie woda jest lodowata. Ignorujemy te niewygody z uśmiechem, a wtedy okazuje się, że drzwi się nie zamykają, więc pan z recepcji wzruszająco przynosi nam drewniane coś, czym mamy zastawić drzwi :)

Stara Medyna zwiedzana nocą to trochę jak film grozy. Ciekawy, ale jednak mało przyjemny. Oczywiście nie dzieje się nic złego, jednakowoż rano z radością przenosimy się w okolice Marche Central do hotelu Mon Reve, który faktycznie jest bajkowy po doświadczeniach ubiegłej nocy :) (Polecam zwiedzającym Casablankę. Przy samym Marche - noc za pokój 2osobowy: 150 Dirhamów. Prysznic i toalety na korytarzu, czyste. Pokoje duże i odnowione. Dla bardziej wymagających może być ciut głośno, bo to jednak ruchliwa okolica. 

Marche Central warto zobaczyć w godzinach pracy - można tam dostać mydło, powidło i żółwie na zupę. 

Zwiedzamy Wielki Meczet, który wzbudza mieszane reakcje. Ja dołączam do frontu: "wolę jakość nad ilość", choć trzeba przyznać, że ten kolos może robić wrażenie. 

Jak prawdziwi naiwni turyści idziemy na drinka do Rick's Cafe (15 minut spacerem od meczetu). Wystrój uroczy, choć mocno hollywoodzki, na plazmie w barze oczywiście "Casablanca". 

Plaże na przedmieściach Casablanki nie należą do najbardziej atrakcyjnych. My trafiliśmy tam dodatkowo w weekend, więc pełno było ludzi. Ale jeśli chcecie pogapić się na ocean, warto zainwestować kilkanaście dirhamów w wyprawę taksówką (tu już petit taxi, które krążą w obrębie miast - uwaga: mają limit 3 pasażerów)

 

 

 

  • Pod meczetem
  • Ricks
  • Meczet