Podróż Albania - w krainie bunkrów - Żono, masz ochotę na xhiro?



2010-03-30

Berat - za sprawą bielejących otomańskich domów, wąskich uliczek pod pergolami winorośli i XIV-wiecznej cytadeli, za murami której wciąż mieszkają ludzie - jest uznawany za jedno z piękniejszych miast Albanii. Życie toczy się tu w rytmie niezmienionym od lat.

Bary i kawiarnie otwierane są jeszcze przed godz. 7, pół godziny później ruch panuje już we wszystkich. Mężczyźni, od chłopców po staruszków, zasiadają nad pierwszą tego dnia filiżanką espresso: czarną jak smoła, mocną jak szatan i słodką jak ulepek. Innej kawy w Albanii nie uznają, w domach i prowincjonalnych barach, gdzie automatów do jej robienia nie ma, pija się kawę po turecku - zaparzoną, równie mocną, w metalowym tygielku. Daje niezłą porcję energii. I dobrze, bo musi wystarczyć do południa, kiedy będzie można zjeść pierwszy posiłek - śniadania podaje się tylko w nastawionych na zagranicznych gości hotelach. Głodny turysta musi się zadowolić fabrycznym croissantem (do kupienia u każdej babci na ulicznym stoisku), tradycyjną przekąską byrek (rodzaj smażonego placka z mięsem, serem lub szpinakiem) albo - w wersji ekstremalnej - kieliszkiem równie tradycyjnej rakii (trunek niemal narodowy). Ja wypijam swoje espresso i znikam: poza Tiraną kobieta siedząca w kawiarni to widok niespotykany, ściągający spojrzenia wszystkich jej bywalców i przechodniów. Za to mężczyźni będą tłumnie okupować stoliki aż do wieczora i chociaż już koło południa zastąpią espresso piwem Korca, Tirana albo Koan, agresywnych pijanych nigdzie się nie zobaczy: tu do baru przychodzi się posiedzieć i popatrzeć na ulicę, a nie upić. Wieczorem, kiedy słońce przestanie wreszcie palić, panowie wrócą do domu i zaproponują żonom: - Masz dziś ochotę na xhiro [czyt. dżiro]?

To rytuał niezwykły i coraz rzadszy. Trudno nawet wytłumaczyć, czym jest: starsi nazwaliby go pewnie spacerem, młodzi - lansem. Tuż przed zachodem słońca na wybranej ulicy w mieście nagle zaczyna przybywać ludzi. Już na pierwszy rzut oka widać, że są odświętnie ubrani. Dziewczyny rozpuściły włosy, założyły mini i postukują szpilkami. Chłopcy szpanują ciemnymi okularami i pobrzękują złotymi łańcuszkami. Panowie prowadzą pod rękę panie, staruszki prezentują nienagannie ułożone loki, staruszkowie poprawiają krawaty. Wszyscy przechadzają się dostojnie, rozmawiając i pozdrawiając znajomych, a kiedy im się znudzi - przysiadają na ławeczce, by obserwować pozostałych spacerujących. Kiedy miejsc na ławeczkach zabraknie, przysiadają na krawężniku albo trawniku, a kiedy już i tam nie ma gdzie usiąść, ustawiają się w gawędzące grupki. Można też pójść na karuzelę albo kupić u ulicznego sprzedawcy upieczoną właśnie kolbę kukurydzy (siedzenie i jedzenie w barach nie jest xhiro). Wreszcie czas spać. Dziewczyny wykonują ostatnie efektowne przejście i skręcają w boczną uliczkę prowadzącą w kierunku domu. Kiedy nikt nie patrzy, chowają szpilki do torby i dalej idą boso.

Całą relację z podróży po Albanii autorstwa Marzeny Filipczak znajdziecie w serwisie LOGO24 >>>

  • Towarzysz patrzy na Kosowo
  • Jezioro Koman
  • Bunkry przy granicy
  • Albania - bunkry są wszędzie
  • Promenada handlowa w Korczy
  • Radosny mieszkaniec Albanii na osiołku
  • Droga z Butrintu do Ksamil
  • Rzymskie ruiny w centrum Durrës
  • Albańskie smakołyki