Najsłynniejszym mieszkańcem miasta, mimo niewątpliwych zasług Federica da Montefeltro, jest Rafaello Sanzio (vel Rafaello Santi), czyli w spolonizowanej formie - Rafael, niewątpliwie najwybitniejszy malarz dojrzałego włoskiego renesansu. Warto przy okazji zwrócić uwagę na niekonsekwencję w polskim nazewnictwie włoskich artystów epoki odrodzenia – Michał Anioł jest spolszczony całkowicie, Leonardo da Vinci w ogóle a Rafael częściowo – bo powinien być albo Rafał, albo Rafaello ;-). W jego domu urodzenia, czyli Casa Natale di Rafaello, urządzono muzeum słynnego artysty. Spośród eksponatów naszą uwagę zwrócił przede wszystkim jedyny w tym obiekcie obraz, oczywiście przedstawiający Marię (Madonnę).
Urbino posiada także teatr oraz uniwersytet, ale większość turystów bardziej interesuje starówka na wzgórzach w obrębie murów miejskich. Pełno na niej tego, co stanowi o ‘klimatyczności’ włoskich miasteczek, a więc wąziutkich, stromych ulic, po których jeżdżą szaleni kierowcy w poobijanych samochodach, suszącej się bielizny na fasadach ceglanych, lekko sypiących się kamienic czy bezpańskich kotów. Ale widać, że życie toczy się tu wolno, a miasto znajduje się na uboczu głównych szlaków turystycznych.
Zamiast jednak włóczyć się bez celu w plątaninie wąskich uliczek (niekoniecznie malowniczych) udaliśmy się po południu na wzgórze z fortecą Albornoz, po przeciwnej stronie miasta w stosunku do pałacu i katedry. I ani chwili tego nie żałowaliśmy. Z punktu widokowego znajdującego się pomiędzy kwitnącymi drzewami owocowymi widzieliśmy w ciepłym popołudniowym słońcu miasto oraz górujące nad nim Palazzo Ducale i prezbiterium katedry. Sielankowa i idylliczna sceneria, a widok i wrażenia bezcenne :-).