Podróż Republika Poludniowej Afryki. Wino i rekiny na koncu swiata - "Szczeki" rezyseria Steven Spielberg



Od kiedy pamietam, czyli od czasow jak bylem nieznosnym gowniarzem, zawsze uwielbialem  kinowe "Szczeki". A co tam! Jestem z pokolenia urodzonych w koncowce lat 70tych, lat szalonych, lat kiedy niejaki Steven Spielberg straszyl widzow gumowym rekinem. Pal licho samego rekina i to czyl byl z gumy, czy z kartonu, pal licho  te miliony dolarow jakie film zarobil, straszac ludzi po obu stronach globu. Od tamtego czasu,unikajac jak ognia wakacji nad Baltykiem mialem jedno,ale jakze bajecznie nierealne marzenie. Tym moim"dream" z lat mlodosci bylo zobaczyc rekiny z bliska.  Z biegiem lat okazalo sie, ze Baltyk za zimny na rekiny, a europejskie akwaria, maja sie nijak do tego co wiedzilem w techinkolorze na starym Rubinie made in ZSRR. Plywajace samotne rekinki, w akwariach Barcelony, Genui, czy Lizbony, w zaden sposob  mnie nie satysfakcjonowaly. I kiedy juz moje marzenie,  jakze bajecznie nierealne mialo sedziwie odejsc w zapomnienie, przypadkiem zobaczylem program o nawiedzonych turystach z Europy, ogladajacych rekiny z bliska, na zywca, prawie na wyciagniecie reki. To byl koniec lat 90tych. To byly one.  Wielkie, odrazajaco gozne potwory morskich glebin, te na ktorych Spielberg wzorowal swoja gumowa lalke :-) Zarlacze biale, najniebezpieczniejsze ryby wszystkich oceanow. Wtedy wlasnie ogladajac nosem po ekranie wiedzialem, ze istnieje szansa( cos sie zaczelo tlic), ze marzenia moga sie spelniac. Kiedy po 25 latach przyjechalem do Kapsztadu, nie liczylo sie nic tylko plan wyjazdu do Gansbaai-malej wsi kilka godzin drogi od Kapsztadu, skad liczne biura organizowaly spotkania oko w oko  z "great white sharks". Jeszcze bedac w Europie, przewalilem internet do gory nogami w poszukiwaniu, tych najbardziej pewnych, doswiadczonych, nawiedzonych i szalonych agencji ktore za niezla sumke, wepchna mnie do lodowatej wody na spotkanie z idolem z lat 70tych. Potem juz tylko odliczalem dni! Do Gansbaai milosnikow zarlaczy bialych prowadzi jedna droga. My dojechalismy bardzo wczesnie  rano, oprocz mnie bylo jeszcze 10 innych nawiedzonych , chetnych do igraszek w klatce. Mala lodz i 15 osob. Sklad lajby to:11 szalencow, kapitan i 3 miejscowych w tym jeden kusiciel-mikrego wzrostu chlopaczek, z wiadrem krwi, glow rybich i wszelkcih podejrzanie wygladajacych zwlok rybich.... to byla przyneta na nasze rekiny. Sama przygoda trwa mniej wiecej pol dnia i kosztuje w okolicach 150-200 euro, trzeba miec glowe na karku, potrafic plywac i miec nerwy ze stali ( ja nie mam). Po niecalej godzinie od wyplyniecia z Gansbaai, lodz obiera kierunek na Sharks alley, miejsce gdzie zazwyczaj poluja zarlacze biale. "Mikro kusiciel" z wiadra pelna zwlok, zaczyna kuszenie. Pic jednak polega na tym , ze rekin glupi nie jest i nie zawsze ma ochote na jakas tam odrabana glowe tunczyka, kiedy w okolicy pelno, dorodnych tlusciutkich foczek, po co wiec podplywac do lodzi, kiedy lepiej dziabnac gdzies jakas foczke. No ale my, turysci o tym nie wiemy i czekamy na pojawienie sie olbrzyma. Po 20 minutach, sedziwy kapitan zaczyna gwizdac, wszyscy na lajbie, spogladamy na wielka pletwe prujaca wode tuz nad powierzchnia . Na to czekalem ja i tych pozostalych 11 nawiedzonych. Warto bylo. Wielki zarlacz bialy podplywa spokojnie do lodzi i zaczyna krazyc. Ma mniej wiecej 4 metry dlugosci i wzbudza przerazenia na sama mysl znalezienia sie we wodzie. Ale skoro chlopie placisz, wiec sie ruszaj! Wkladamy piankowe kombinezony, metalowa klatka zostaje opuszczona do wody i po chwili, po krotkiej instrukcji szefa lajby, 3 smialkow, w tym ja ..ladujemy w lodowatej wodzie. Klatka miesci 4 osoby i ma okolo  2 metrow dlugosci i 3 metrow wysokosci. Jest szeroka na okolo metr, a metalowe rurki ogrodzenia jeden od drugiego wydaja sie byc oddzielone zbyt daleko. Trzeba uwazac, zeby przy uderzeniu fali o burte nie wypasc rekoma za kratke.... Szczescie nam sprzyja, pojawiaja sie dwa trzy metrowe rekiny. Zakladajac maski , schodzimy pod wode w klatce i rozpoczyna sie obserwacja plywajacych gigantow. Nie wiemy kiedy , nie wiemy z ktorej strony pojawi sie zarlacz, wiec odruchowo zerkamy przez ramie, na boki, przed siebie. Widocznosc wody jest dobra, ale strach robi swoje. Ktos , kto nigdy nie mial mozliwosci zetkniecia sie, z zwierzeciem tego rozmiaru oko w oko, nigdy w zyciu nie pozna tego dreszczyku emocji, uderzen serca,kiedy wielkie rybsko podplywa do klatki i jakby zwalnia, nosem tracajac metalowe prety. Jest zaledwie kilkadziesiac centymetrow od nas. Widac ta olbrzymia mase , ogrom w porownaniu do naszej klatki i 4 szalencow w srodku.Niesamowite uczucie. I choc rekin jest spokojny, to ogladajc filmy na you tube, mozna spotkac sie z ich agresja wobec metalowych pretow, probami gryzienia i uderzen w klatke. Dzisiejszego dnia biale zarlacze sa spokojne, plywaja i ogladaja... to one sa na wolnosci a my w klatkach.Ironia losu:-) 

  • Shark1
  • Shark project
  • Shark2
  • Shark3
  • Shark4
  • Shark6
  • P8130484