Kiedy smok żyjący w górach północnego Wietnamu sfruwał ze swojego gniazda do Morza Chińskiego, jego wielki ogon żłobił wąwozy i przełęcze tak głębokie, ze gdy zanurzył się w Morzu, poziom wody podniósł się tak bardzo, ze zalał ślady jego ogona pozostawiając miriady skalistych wysepek. Ha Long czyli miejsce, gdzie smok zszedł do morza, to urocza zatoka z trzema tysiącami wysp i obowiązkowy punkt każdej wycieczki.
Nasluchalismy sie w ciagu calej podrozy nieprzyjemnych historii, jak to turysci traktowani sa tu jak bydlo, wiec z dusza na ramieniu wsiadalismy do autobusu, ktory mial nas zawiesc do Halong City. W dodatku niepomni na 'bezinteresowne' napomnienia Wietnamczykow, ze czym drozej, tym lepiej, zarezerwowalismy najtanszy dostepny tour. Ku naszemu zaskoczeniu lodz byla wygodna, kajuty przytulne, jedzenie smaczne, a towarzystwo nieliczne acz wysmienite. Albo mielismy wyjatkowe szczescie, albo inni podroznicy wyjatkowego pecha. Spedzilismy jeden dzien kluczac pomiedzy wysepkami, noc zakotwiczeni w zatoce wsrod skal, a nastepny dzien na wyspie Cat Ba.
Spragnieni towarzystwa, skumplowalismy sie z czworka Hiszpanow z Kanarow i razem eksplorowalismy wyspe. Bladzac na motorach pomiedzy polami ryzowymi, zatokami i hodowlami owocow morza po raz pierwszy mielisimy okazje zobaczyc odrobine autentycznego Wietnamu, nie tego spreparowanego dla turystow, tylko tego zajetego wlasnymi sprawami.Ostatniego dnia w zatoce, obudzil nas telefon oznajmiajacy, ze musimy sie zbierac jak najszybciej, zeby doplynac do portu przed 11, bo zbliza sie tajfun. Zdazylismy.