....i trzeba wracać do domu :(
Ok.10 rano opuściliśmy Enfield - założenie było takie, że jedziemy do Polski "na raz", w końcu jest 2 dwóch kierowców, a ja w Angli nie odważyłam się wsiąść za kółko, więc wreszcie mogłam się wykazać :D
W drodze powrotnej skorzystaliśmy z przeprawy promowej z Dover do Dunkierki - na pożegnanie otrzymaliśmy piękną, słoneczną pogodę, więc jazda pociągiem pod kanałem La Manche, mimo że szybsza, wydała się nam kiepskim pomysłem... i nie żałowaliśmy - mogliśmy do woli powygrzewać się na słońcu i korzystać z ostatnich chwil urlopu.
No i pojechalismy jeszcze z portu promowego do samej Dunkierki - tym razem skierowaliśmy się w stronę przeogromnej plaży nad którą rozciągało się miasto. Trafiliśmy akurat ma jakieś święto, gdyż z opustoszałej Dunkierki, jaką widzieliśmy w drodze na wyspy, zmieniła się w tętniące życiem miejsce, pełne ludzi. Było już popołudnie, promenadą ledwo dało się przejść, załapaliśmy się nawet na niewielki koncert jakiejś lokalnej grupy rockowej - dawali radę! Tylko przy samym morzu było spokojniej... Tak nam się podobało, że dość mocno się zasiedzieliśmy - już prawie zachodziło słońce... czas wracać do domu!