Podróż Studencka wyprawa stopem na Bliski Wschód, 15.08–30.09.1973 - Wracamy do Turcji - miłość od drugiego spojrzenia.



 Nie pamiętam, w jakim miejscu przekraczaliśmy granicę między Syrią i Turcją. Ale pamiętam dobrze to miejsce. Nie wiem dlaczego spędziliśmy tam całą dobę. Zakumplowaliśmy z pogranicznikami, obserwowaliśmy przejeżdżające samochody... Widzieliśmy scenki robiące wrażenie, jak na przykład dla kawału lub złośliwie wybebeszali przejeżdżającym turystom samochody i potem patrzyli jak ci usiłowali się spakować w  pośpiechu, a po drugiej stronie granicy czekało ich to samo... Wystarczyło, że turyści się spieszyli, lub że w samochodzie siedziała piękna dziewczyna...

Ja jednak zapamiętałam najbardziej coś innego. Pamiętam, widzę po prostu mężczyznę siedzącego na kamieniu, który w pewnym momencie wstaje i woła coś śpiewnie w przepięknym języku. Boże drogi, co to za mowa? To był turecki...

Jechaliśmy wcześniej przez Turcję, szybko, byle zdążyć. Nie przyjrzeliśmy się Turcji, nie poznaliśmy wtedy Turków, nie zauważyliśmy ich języka. Potem spędziliśmy kilka tygodni w Syrii i Libanie, gdzie otaczał nas z zewsząd gardłowy język arabski, wszędzie hałaśliwie grała arabska muzyka. I teraz, tutaj, w tej chwili zrozumiałam różnicę, usłyszałam turecki, język, który mnie zafascynował, którego potem próbowałam się sama uczyć ze zdobytego podręcznika, i niestety, nie dałam rady...

Do dziś jednak widzę tego człowieka, jego szlachetną postać i  słyszę jak woła te kilka słów w jednym z najpiękniejszych języków świata... 

I tak się zaczęła moja najpiękniejsza przygoda z Turcją...  Seviyorum Turkiye...