Podróż Studencka wyprawa stopem na Bliski Wschód, 15.08–30.09.1973 - Na postoju tirów w Belgradzie



Belgrad widziałyśmy z postoju tirów - miasto było gdzieś tam, za wysokim murem...

Nasz turecki kierowca był poczciwym, spokojnym człowieczkiem... Nie bardzo wiedziałyśmy jak się zachować, a on nie był jakoś szczególnie rozmowny, a kiedy już próbował mówić, nie wiadomo czemu mówił do nas po niemiecku... Nocą pokazał nam swoją sypialnię nad kabiną, bałyśmy się, ale w końcu ułożyłyśmy się tam we dwie i bardzo wygodnie nam się jechało... dusza człowiek, we wszystkim nam dogadza. Zna niestety tylko turecki i niemiecki, a po angielsku tylko dwa zwroty: how are you i Just a minute. Jest bardzo sympatyczny i opiekuńczy.

Jazda z nim miała jeden wielki minus - jechał straszliwie powoli, robił długie przerwy. Pewnie tak należało, ale dla nas było to za wolno. Prócz tego, że miałyśmy nadzieję zwiedzić jeszcze Wiedeń, byłyśmy ograniczone czasem - nasze studenckie paszporty kończyły ważność 30 września, gdybyśmy do tego czasu nie przekroczyły polskiej granicy, musiałybyśmy dopłacić, bagatela, 150 zł...

Dlatego bardzo nam się spieszyło, więc musiałyśmy się pożegnać... Ale jak mu to wytłumaczyć?...