Podróż Zapomniane miasto marzeń - Argumentów pozytywnych multum



2009-04-14

 

Stosunkowo niedawno ukazała się na rynku niesamowita kolekcja 25 przewodników traktujących, w zamyśle wydawcy rzecz jasna, o najpiękniejszych miastach świata. Z tego zresztą względu opatrzono ją znamiennym tytułem “Miasta marzeń”. Odbiór pozycji w świecie ludzi zainteresowanych tematyką podróży, choć i nie tylko, musiał być zapewne wielce pozytywny. Wszak interesująca treść praktyczna, ukwiecona jest masą niesamowitych zdjęć, barwnym słowotokiem cytatów i anegdotek, wreszcie bardzo solidną porcją informacji z wszelkich ogarniętych pasją ludzkiego poznania dziedzin życia.

Mnie osobiście wielce zdumiał jeden fakt. Niewątpliwie skupisk ludzkiej bytności określanych planami urbanistycznymi mianem miast, które zasługiwałyby na uhonorowanie swojego statusu zaszczytnym tytułem “miasto marzeń” jest cała rzesza. Konieczności dokonania spośród nich wszystkich wyboru raptem 25-ciu, na co zdecydował się wydawca, zapewne nie należy zazdrościć. Wszak zapewne każdy zaprawiony eksplorator, ale i zwykły miłośnik miast, osoba która nie jedno z nich miała już okazję “schodzić” wzdłuż i wszerz, byłaby w stanie stworzyć swój własny katalog uwielbianych, godnych niejednokrotnego odwiedzenia, miast. I autor niniejszej relacji o stworzenie takiego zbioru miast marzeń mógłby się pokusić. Niewątpliwie znaczną liczbę w owym katalogu zajmowałyby miasta Italii. Raz to z racji uwielbienia dlań ze strony mojej osoby, dwa z racji ich niesamowitego bogactwa architektonicznego (zwłaszcza renesansu), kulturowego, wreszcie z faktu zamieszkiwania przez wiecznie pogodnych, skorych do nieustającego uśmiechu ludzi. Tak subiektywny wybór dziwić może, a ewentualna polemika z dokonującym tegoż jest wręcz wskazana. Dziwić za to nie może fakt, że wyboru kandydatów noszących zaszczytny przymiot miasta z marzeń, nie dokonano zgodnie z tokiem myślowym i emocjonalnym mojej skromnej osoby i właściwa lista nie obfituje, dla przykładu, w co najmniej dziesięć miast z Półwyspu Apenińskiego.

 

 Wprawiać w konsternację może jednak jeden fakt, jeden wybór, a w zasadzie jego brak. I w tym wypadku obojętnym być nie można, co więcej należy wystąpić przed szereg i donośnym głosem dać wyraz swemu niezadowoleniu z tego powodu. A następnie drogą perswazji, rzeczowych argumentów, a jest ich multum, starać się przekonać gremium o owym zaniechaniu czy też zapomnieniu.

 

Edynburg, bo o owym mieście tu traktuję, wypełnia wszelkie kryteria, stawiane przez autora miastom, chcącym w jego świadomości funkcjonować jako miasto magiczne, miasto przywołujące dobre skojarzenia, przyprawiające o pozytywne dreszcze, właśnie jako miasto marzeń. Nigdy nie przypuszczałbym, że miasto “nie charakteryzujące się południowo - europejskimi szerokościami geograficznymi”, może na odbiorcy wywołać tak piorunujące wrażenie, że wywróci do góry nogami wszelkie dotychczasowe rankingi, wrzynając się głęboko w otchłanie pamięci. Już sama lista epitetów, jakimi zwykło się szkocką stolicę określać, nasuwać musi myśli o jego unikalności. Wszak niewiele miast na ziemi zasługuje na określenie ich mianem ”wizytówki Europy”, Aten Pólnocy”, “miasta romantycznego” etc.