Kilka lat temu, grupa zapaleńców z Północnopodlaskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, naniosła na mapy regionu nowy szlak tematyczny nazwany "Krainą Otwartych Okiennic". Krótka trasa, obejmująca zaledwie trzy wsie - Trześciankę, Soce i Puchły - w esencjonalny sposób przedstawia tradycyjne, drewniane budownictwo Doliny Narwi. W sumie trudno zgadnąć co zainspirowało, było nie było, ornitologów. Może stylizowane ptaszki wykorzystywane w zdobnictwie nadnarwiańskich chat? Najważniejsze, że odkryli, a tym samym prawdopodobnie ocalili od zapomnienia lub zbezczeszczenia plastikowym sidingiem, piękny fragment podlaskiego dziedzictwa.
Ale drewniane domy, choć niezaprzeczalnie urocze, nie mogą równać się ze wspaniałymi wiejskimi, drewnianymi cerkwiami, kapliczkami, a czasem zwykłymi, przydrożnymi krzyżami. By zobaczyć kilka z nich, warto rozciągnąć nieco szlak.
My zaczęliśmy w Juszkowym Grodzie, albo Juszkawym Harodzie, jak nazywają go Tutejsi. Tutejsi czyli... No właśnie, kto? Dziś coraz częściej nazywa się ich polskimi Białorusinami. Na co dzień używają gwary będącej mieszanką języka polskiego, białoruskiego, rosyjskiego i ukraińskiego, z zupełnie lokalnymi "przyprawami". W dodatku, w zdecydowanej większości są prawosławni. Ale gdy spytać ich o poczucie narodowej przynależności, wielu odpowie, że są po prostu stąd. Jak w "Konopielce" Edwarda Redlińskiego, gdy zdziwiony całkowitą obojętnością, a nawet sprzeciwem wobec "postępu" kraju urzędnik, pyta:
- Jakże to! roskłada ręce urzędnik: A wy kto, nie polak?
- Nie.
- A kto, niemiec?
- Nie.
- To może francus?
- Nie.
- Rusin?
- Nie, nie rusin.
- Nu to kto? pyta sie urzędnik. A Domin na to:
- Ja tutejszy.
- Jaki tutejszy?
- A tutejszy, mówio Domin. Z bagna.
Tak samo Tutejsi są mieszkańcy okolicy: juszkawscy, narwiańscy, łośińscy, trześciańscy i im podobni miejscowi.
Socjologowie boleją nad nikłą świadomością narodową mieszkańców "niepolskich" wsi Podlasia, ale czy słusznie? Czy nie są oni po prostu ostatnimi prawdziwymi mieszkańcami Kresów? Po co na siłę uszczęśliwiać ludzi wpisem w dokumentach, w rubryce "narodowość"? Przecież każdy sąsiad wie, że oni stąd. O tam, z trzeciej chałupy.
Wracając do Juszkowego Grodu... Warto zatrzymać się tu... nawet na krótką chwilę... przy ładnej drewnianej cerkwi pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny z 1912 roku. Cieszy oko...
Ale drewniane domy, choć niezaprzeczalnie urocze, nie mogą równać się ze wspaniałymi wiejskimi, drewnianymi cerkwiami, kapliczkami, a czasem zwykłymi, przydrożnymi krzyżami. By zobaczyć kilka z nich, warto rozciągnąć nieco szlak.
My zaczęliśmy w Juszkowym Grodzie, albo Juszkawym Harodzie, jak nazywają go Tutejsi. Tutejsi czyli... No właśnie, kto? Dziś coraz częściej nazywa się ich polskimi Białorusinami. Na co dzień używają gwary będącej mieszanką języka polskiego, białoruskiego, rosyjskiego i ukraińskiego, z zupełnie lokalnymi "przyprawami". W dodatku, w zdecydowanej większości są prawosławni. Ale gdy spytać ich o poczucie narodowej przynależności, wielu odpowie, że są po prostu stąd. Jak w "Konopielce" Edwarda Redlińskiego, gdy zdziwiony całkowitą obojętnością, a nawet sprzeciwem wobec "postępu" kraju urzędnik, pyta:
- Jakże to! roskłada ręce urzędnik: A wy kto, nie polak?
- Nie.
- A kto, niemiec?
- Nie.
- To może francus?
- Nie.
- Rusin?
- Nie, nie rusin.
- Nu to kto? pyta sie urzędnik. A Domin na to:
- Ja tutejszy.
- Jaki tutejszy?
- A tutejszy, mówio Domin. Z bagna.
Tak samo Tutejsi są mieszkańcy okolicy: juszkawscy, narwiańscy, łośińscy, trześciańscy i im podobni miejscowi.
Socjologowie boleją nad nikłą świadomością narodową mieszkańców "niepolskich" wsi Podlasia, ale czy słusznie? Czy nie są oni po prostu ostatnimi prawdziwymi mieszkańcami Kresów? Po co na siłę uszczęśliwiać ludzi wpisem w dokumentach, w rubryce "narodowość"? Przecież każdy sąsiad wie, że oni stąd. O tam, z trzeciej chałupy.
Wracając do Juszkowego Grodu... Warto zatrzymać się tu... nawet na krótką chwilę... przy ładnej drewnianej cerkwi pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny z 1912 roku. Cieszy oko...