Podróż Podróż rzeką wspomnień - Z drugiej strony...



To zabawne, Kanał Elbląski, ten unikalny w skali światowej cud techniki, przewija się w tle niemal całego mojego życia, a poznałem go ledwie trzy tygodnie temu. Właściwie uświadomiłem to sobie dopiero, gdy planując wyjazd do Polski, Pani Zwierzowa wyraziła chęć przepłynięcia się nim, pytając jednocześnie, czy rzeczywiście warto poświęcić kilka godzin na poznanie tego szlaku. Z niemałym wstydem i jeszcze większym zdziwieniem, musiałem przyznać, że... nie wiem.

No bo tak... Elbląg, gdzie zaczyna się (lub kończy dla Ostródziaków) Kanał, przez kilka lat schodziłem na wszystkie strony z mikrofonem, pracując w tamtejszym radiu. Do Elbląga jeździło się też zawsze na 'poważniejsze' zakupy i w poszukiwaniu odrobiny wyższej kultury (choć niezbyt często, bo to w końcu 'wioska olimpijska'...).

Drużno - najdłuższe jezioro na trasie Kanału to przede wszystkim skojarzenie z wujkiem, który zimą pojechał kłusować na lodzie i niefortunnie znalazł się pod nim. Mokry i przemarznięty kilka godzin czekał na przystanku na autobus i, o dziwo, nie złapał nawet kataru.

Jelonki i Buczyniec - dwie spośród pięciu pochylni, z których słynie Kanał, były niegdyś punktami obowiązkowymi rowerowych wypadów.

Dalej... Małdyty i Jezioro Ruda Woda, to wspomnienie toastów 'za skur****ość tego świata', wznoszonych ruską wódką z blaszanego kubeczka (jednego na osiemnaście osób), przy ognisku młodocianych zbuntowanych filozofów.

Majdany Małe leżące nad Jeziorem Ilińskim, to niemal wszystkie letnie wakacje z czasów szczęśliwego dzieciństwa. Później... Tanie wino, grzeszne dziewczęta, oklepane piosenki przy akompaniamencie starej gitary i 'dyskusje po świt' przy dogasającym ogniu.

I w końcu Miłomłyn. Kiedyś żywe miasteczko, w którym świeży chleb z musztardą, popijany 'perłą bałtyku' smakował jak nigdzie indziej. Od kilku lat, odkąd zbudowano mu obwodnicę, to senna mieścina gdzie po ulicach włóczą się tylko bezpańskie psy i cienie dawnych dobrych czasów.

Ostróda, gdzie kończy się Kanał (albo zaczyna dla Ostródziaków), to tylko mgliste wspomnienie z dzieciństwa. 'Toruńska' bez kolejki, jakaś pizza w budce nad brzegiem jeziora, zaczarowany sklep żeglarski, w którym ojciec kupował płótno na powiększenie namiotu i 'wiertalot' produkcji radzieckiej ze składnicy harcerskiej. Mało... Wyblakłe slajdy sprzed dwudziestu lat...

Samego Kanału w tych wspomnieniach niewiele, choć zawsze był o krok. Dlatego kiedy Moja Pani zaproponowała byśmy się nim przepłynęli, było to jak perspektywa podróży w czasie. Jak podróż 'rzeką' wspomnień. W każdym razie tak nostalgicznie się zapowiadało.

Rzeczywistość sprowadziła nas jednak na ziemię. Póki co, podróże w czasie są bardzo... czasochłonne, a akurat czas, to na urlopie (przynajmniej tym w naszym wydaniu) towar deficytowy. Dlatego od początku uznaliśmy, że cała, jedenastogodzinna trasa, to odrobinę za dużo. I tak, po kawałku odcinaliśmy... Ostróda, bo za długo. Miłomłyn, bo nie ma się jak wydostać. Małdyty, bo... bo rano w dniu wyjazdu zaczęło padać i uznaliśmy, że Kanał w deszczu jest zbyt depresyjny, a znajomi w domu czekają i chłodzą piwo.

Ostatecznie stanęło na tym, że płyniemy z Elbląga na ostatnią pochylnię w Buczyńcu, czyli najciekawszym z punktu widzenia turysty fragmentem szlaku.