To jest II część podróży, której wstęp znajduje się tutaj.
http://kolumber.pl/g/150276- Wszystko%20ju%C5%BC%20by%C5%82o%20czyli%20u%20%C5%BAr%C3%B3de%C5%82%20cywilizacji.%20Chuzestan.
12 listopada 2015 czwartek - dzień piąty.
Jakże piękny jest Shiraz i widok niezrównany
Niech Bóg go pilnuje, strzeże od klęsk i nieszczęść znanych
Przyjedź do Shirazu, znajdziesz dary nieba
Wśród ludzi doskonałych, w naukach oczytanych. (tłum.A.Zajączkowski)
Tak w 14 wieku zapraszał do swego miasta Hafez, poeta uwielbiany przez Irańczyków w każdym wieku, poeta, którego tomiki wierszy znajdują się w każdym domu. Podobno można nie mieć Koranu, ale tomik Hafeza obowiązkowo.
Do Shiraz, reklamowanego jako jedno z piękniejszych miast Iranu przyjeżdżamy wieczorem 11 listopada. Przed nami miasto o wspaniałej przeszłości, dawna stolica Persji. Miasto Hafeza sławiącego uroki życia. Miasto pałaców, ogrodów, poetów i wna. Tak, tak i wina. Nawet jeden ze szczepów winogron nosi nazwę "shiraz". Wspaniała przeszłość dotyczy też dzbana napoju sławionego przez Hafeza. Przynajmniej oficjalnie "przeszłość".
Zaraz po śniadaniu spotykamy się przed hotelem. Ranek wstaje rześki, jest chłodno. Intensywnie niebieskie niebo zapowiada miłą temperaturę, której w Polsce o tej porzez roku nie uświadczysz. Rzeczywiście o godz. 10 jest już ciepło.
Zwiedzanie rozpoczynamy od meczetu Szach Czeraq czyli mauzoleum Króla Światła, jak nazywany był jeden z braci imama Rezy. Mauzoleum pochodzi z 12 wieku, ale sam meczet jest nowy. Pielgrzymują tu pobożni szyici przez okrągły rok. Jeszcze nie tak dawno miejsce niedostępne dla turystów, tym bardziej innowierców, teraz stanowi obiekt do zwiedzania. Święte miejsce, bo jest tu pochowany jeden z braci imama, a więc święty szyicki, przytłacza ogromem. Monumentalny dziedziniec z basenami do ablucji, pozłacane kopuły i minarety, marmurowe posadzki i dolne partie ścian podkreślają splendor tego miejsca, miejsca najważniejszego w Sziraz dla wiernych. Musimy założyć czadory wypożyczane przy wejściu. Są tak samo okropne jak te zakładane w Suzie. Wchodzimy oczywiście innym wejściem niż mężczyźni. Wewnątrz czeka na nas pracownica meczetu, która będzie sprawowała opiekę nad naszą grupą. Prosi, aby nie robić zdjęć modlącym się. Poza tym można używać aparatów i kamer. Marmur i drewno, świetliki w suficie i wiszące na dlugich przewodach lampy z mocnymi żarówkami sprawiają, że w pomieszczeniach jest bardzo jasno. Piękne wzory na kolumnach i wysokiej klasy snycerka świadczą po raz kolejny o ważności tego miejsca. Tu widać też, że meczet to nie kościół w naszym rozumieniu. To również miejsce spotkań. W jednej z sal siedzi grupka młodych dziewczyn rozmawiających i cieszących się swoją obecnością. Następne sale w całości wyłożone są mozaiką wykonaną z połyskujących lusterek. Odbijające się światło i kunsztownie wykonane mozaiki z kawałków srebrnych szkiełek robią niesamowite wrażenie. To chyba najbogatszy meczet jaki widziałam.
Następnym miejscem, które zobaczymy jest meczet Nasir ol-Molk. Meczety położone są blisko siebie, wyglądają zupełnie inaczej. Ten meczet jest wesoły, bardzo kolorowy. Zbudowany w latach 1876 – 1888. Dziedziniec na którym mieści się niewielki i płytki basenik z wodą otoczony jest przez mury świątyni stanowiące istne cacko i dzieło sztuki. Geometryczne wzory płytek to za mało do zabawy w budowanie, kolory niespotykane w innych meczetach, różowy, żółty i pomarańczowy przenikające się i tworzące wzory kwiatów w wazonach, motyli i ptaszków składają się na nie tylko piękno i oryginalność tego meczetu, ale są dowodem mistrzostwa jego budowniczych. Zewnętrzne krużganki utworzone są przez ciężkie, proste kolumny na których wsparto kopuły ozdobione geometrycznymi wzorami w kolorach niebieskim, turkusowym i czarnym. Za to do wystroju wnętrza oprócz tradycyjnych płytek ceramicznych wykorzystano kolorowe szkło witrażowe. Rano promienie słońca padają na kwiatowe witraże. Kolorowe światło wypełnia wnętrze nadając mu niepowtarzalny urok. Na posadzkach i ścianach obserwujemy feerię barw i kształtów. Pełzają po kolumnach, a z grającego blisko okna młodego chłopaka czynią postać nieziemską. Ciężkie żebrowane kolumny podtrzymują nieprawdopodobnie bogato zdobiony sufit, wzrok bładzi po liniach nadających lekkości konstrukcji gubiąc się w ich gąszczu. Biegnąc od jednego ornamentu do następnego, szukając kwiatów i przyglądając się wielokątom wypełniającym czaszę wspartą na kolumnach, zatrzymujemy wzrok na witrażowych oknach przez które saczy się słoneczne światło. To ono nadaje lekkości całej konstrukcji i sprawia, że meczet jest wyjątkowo piękny. Aby to zobaczyć trzeba koniecznie wybrać się tam do południa.
Spacerkiem przechodzimy do Narandżestan. To dosłownie pomarańczowy ogród. A w rzeczywistości posiadłość wybudowana za czasów dynastii Kadżarów. To tradycyjny i oryginalny dom pokazujący jak żyły wyższe sfery w Persji w 19 wieku. To co widzimy, piękny pałacyk w stylu pawilonu na końcu długiej alei utworzonej przez kanał wypełniony wodą, jest budynkiem w którym przyjmowano oficjalnych gości. Była to część reprezentacyjna z holem wyłożonym lustrami, pięknymi drewnianymi pomieszczeniami i kunsztownymi zdobieniami mozaikowymi. Wystrój wnętrz i otoczenie sprawiają, że pałacyk jest wyjątkowo piękny i elegancki, oczywiście na sposób irański.
Czas na meczet Karim Chana, zwany Vakil czyli królewski. Wybudowany w 18 wieku w ciągu 22 lat szokuje ilością pięknych, masywnych żebrowanych kolumn zwieńczonych stylizowanymi liściami palmy. Kopuły wsparte na nich wypełnione są mozaiką pięknych geometrycznych wzorów w kolorze niebiesko - żółtym. To bardzo piękny i imponujący swoją wielkością meczet. Tuż obok znajduje się wejście na bazar o tej samej nazwie. To najbardziej znany bazar w mieście wybudowany również przez Karim Chana w ramach planu utworzenia w Shiraz centrum handlu w tej części świata. Ceglane sklepienia przykrywają szerokie alejki przy których znajdują się sklepy w ktorych kupić można dywany, biżuterię, przyprawy i wyroby rękodzieła. Konstrukcja sklepienia jest arcydziełem architektury, zapewnia w zimie ciepło, a latem chłód. Wędrujemy uliczkami tworzącymi istny labirynt. Oglądam piękną biżuterię srebrną, ceny porównywalne do tych w Polsce. Kupuję przyprawy; za 20 dag cynamonu o niesamowitym zapachu, 200 gram kurkumy o intensywnie żółtym kolorze i 5 suszonych cytryn płacę 5 tumanów czyli ok. 6 zł. Teraz czas na poszukiwanie pistacji. Mają tu w Iranie najróżniejsze, solone i w miodzie, w soku cytrynowym i saute. Bazar to, być może jedyne, miejsce w którym można napić się kawy, bo w mieście w kawiarniach jak wspomniałam wcześniej, kawy nie serwują. Drogowskaz na jednej z uliczek bezbłędnie doprowadza nas do miejsca w którym dostajemy wspaniałą, gęstą i aromatyczną czarną kawę. Jeśli kawa, to właścicielem tego przybytku, ładnie urządzonego pod gołym niebem, nie może być Pers, wszak oni kawy nie uznają za napój wart podniebienia. Szybko wyjaśniamy tajemnicę, naszym gospodarzem jest mieszkający tu od dawna Włoch.
Wracamy przez bazar do centrum miasta, gdzie wznosi się ogromna budowla na pierwszy rzut oka wyglądająca jak forteca. To twierdza Karim Chana, początkowo dowódcy wojskowego, późniejszego założyciela dynastii Zandów panujących w Persji tylko przez 44 lata. Był dobrym władcą, poprzednie dynastie, Mongołów i Turków, wyzyskiwały podbite ziemie. Przywrócił stosunki dyplomatyczne z Wielką Brytanią sprawił, że Kompania Wschodnioindyjska zainwestowala w południowym Iranie. Przeniósł stolicę do Sziraz, gdzie rozpoczął intensywne budowy. Tytułował się królem chłopów, nie przyjmując nigdy tytułu szacha. Zyskał sobie opinię najbardziej litościwego i dobrego władcy bardzo dbającego o poddanych.
Twierdza dominuje w centrum miasta, zbudowana jest na planie prostokąta z czternastometrowymi basztami w rogach. Jako część dworu królewskiego ozdobiona była cegłami układanymi w geometryczne wzory. Pod jedną z wież znajdowała się cysterna, co spowodowało, że potężna wieża odchyliła się od pionu i jest krzywa. Fortyfikację otaczają zadbane trawniki, na których tu i ówdzie siadają młodzi ludzie piknikując.
W ramach delektowania się miejscowymi specjałami zostajemy poczęstowani deserem. W cytrynowym zmrożonym soku zanurzone są nitki ryżowego makaronu. To dość oryginalne zestawienie produktów, ale smakuje nienajgorzej.
Dawno już minęło południe, słońce chyli się ku zachodowi. Kroki swe kierujemy do parku (w rozumieniu perskim to ogród) w którym na końcu pięknej alei znajdują się szerokie schody. Na ich szczycie znalazł wieczny spokój Hafez, jeden z najznakomitszych poetów perskich żyjących w 14 wieku. Hafez to pseudonim pod którym był znany, bo zanim został uznanym poetą czytał Koran, a jego przydomek oznacza właśnie tego, który zna Koran na pamięć. Tworzył aforyzmy, erotyki i poematy mistyczne oraz panegiryki na cześć władców. Zachwyt pięknem i życiem opowiadał wierszem, opiewał miłość, wino (tak, tak wtedy lało się szerokim strumieniem), szukał jedności z bogiem, co spowodowało, że zaliczony został do grupy poetów sufickich. Przy grobowcu jest grupa Irańczyków, dotykają kamienia dwoma palcami oczywiście prawej dłoni. Czekamy na miejsce nie chcąc przeszkadzać. Kiedy otaczamy grobowiec podchodzi staruszek, staje wśród nas i zaczyna recytować poemat Hafeza. W ogrodzie jest sporo osób, wszyscy robią sobie zdjęcia. Przechodzę na drugą stronę alei, za herbaciarnią zatrzymuję się przy grobowcach położonych jeden przy drugim. To też poeci, ale mniej znani niż Hafez dla którego uwielbienie graniczy z boską czcią. Przed wejściem do ogrodu kręci się grupa kilkuletnich chłopców, którzy namawiają do zakupu kolorowej karteczki na której zapisano, oczywiście po persku, wróżbę. Karteczkę wyciągnie papużka. Ale to nie jest zwykła wróżba. To wers z dzieł Hafeza. Jeszcze trzeba go zinterpretować, bo nie jest to wróżba w rodzaju "jutro wygrasz" lub "poznasz kogoś". To raczej przepowiednie w stylu Kasandry. Wędrujac w stronę autokaru zaparkowanego nieopodal natrafiam na namalowane na chodniku 2 flagi: amerykańską i izraelską. Udaje mi się przejść tak, aby żadnej z nich nie podeptać, ale wyraźnie widać jakie stosunki łączą Iran z oboma państwami. Izraelska wiza w paszporcie uniemożliwia otrzymanie wizy irańskiej, nie wiem jak jest z wizą amerykańską, ale myślę, że jednak te stosunki są lepsze niż z Izraelem. Przynajmniej od niedawna. Po prawej mijam blok na którego frontowej ścianie namalowano mural. Czy to Hafez? Niewykluczone.
Na koniec dnia ponad programowa atrakcja, której jestem częściowo inicjatorką. Jest wcześnie dopiero zbliża się 17. Zrealizowaliśmy program, a po drodze było coś ciekawego..... Wzrok przyciąga piękna bulwiasta kopuła zakończona kulami. To mauzoleum bratanka Shah Czeraq, Alego noszące nazwę meczetu Alego Ebn-e Hamze. Bratanek ów zginął tutaj, gdy podążał na pomoc stryjowi Rezie znajdującemu się w Chorasanie.Znowu musimy założyć czadory, ale te są bardziej przyjazne. Mają kapturki na głowy i wycięte otwory na ręce. Są o wiele wygodniejsze niż te zakładane w Suzie. Wchodzimy oczywiście innym wejściem niż mężczyźni. Jest to nie tylko czynny, funkcjonujący meczet, ale również miejsce pochówku bratanka siódmego imama Musy, a więc też świętego. Na niewielkim dziedzińcu znajduje się kilka płyt nagrobnych z kolorowego marmuru. Zastanawiające jest kilka informacji o islamie z tym co mam okazję widzieć. Zgodnie z tradycją ciało muzułmanina po śmierci jest obmywane olejami, zawinięte w biały całun i złożone do ziemi. Dla oznaczenia miejsca pochówku układa się 2 kamienie, mniejszy w nogach i większy tam, gdzie spoczęła głowa. Te marmurowe płyty są charakterystyczne dla irańskiego islamu, który jest religią mieszkających tu szyitów. Wewnątrz meczetu w jednej z modlitewnych sal siedzi kilka kobiet trzymając w rękach sznurki uformowane w kółko z nanizanymi zielonymi paciorkami. Kobiety te modlą się w intencji jednej z nich lub kogogoś z jej rodziny wypowiadając tę prośbę 1000 razy, a jeśli się spełni, to muszą 14 tysięcy razy podziękowaç Jedynemu. Na szczęście podziękowanie jest krótkie, składa się z 3 słów : dzięki Ci Boże. Podobnie jak w widzianych już wcześniej meczetach, które są mauzoleami i tu światło odbija się w tysiącach lustrzanych szkiełek, a święty pochowany jest w bogato zdobionym srebrnym sarkofagu.
W hotelu czeka na nas niespodzianka. Właściciele hotelu zapraszają do sali konferencyjnej w której obdarowani zostajemy tortem ozdobionym biało - czerwoną flagą. To z okazji wczorajszego naszego, Polaków, święta. Zostaję wytypowana do podziału tortu. Na stołach pojawiają się dzbanki z herbatą. Jest miło i sympatycznie, ponad 2000 km od Polski świętujemy tak, jak nigdy wcześniej.
Minął kolejny dzień, czwarty naszego pobytu w Iranie.