Podróż Etiopia? Ale po co? - Na początek...



2014-04-13

– Dokąd jedziesz?
– Do Etiopii.
– Etiopia? A co tam jest?
To pytanie pojawiało się często: po co do Etiopii skoro tam tylko piach i głód? O kawie mało kto słyszał, a jeszcze mniej o tym, że to jedno z najstarszych państw, które przyjęły chrześcijaństwo.

- To kto przeczytał przewodnik? – pytam, kiedy spotykamy się na lotnisku. Nikt. Ja też nie. Lecimy we trzy: jedna osoba leci, bo akurat bilet był tani (ja), druga, bo zdecydowała się w ciągu parominutowej rozmowy(Eliza ), trzecia, bo „zawsze chciałam zobaczyć Etiopię” (Gosia).

W Addis Abebie lądujemy w środku nocy, ale hotelu nie udało nam się wcześniej zarezerwować wszystkie nasze maile zostały zignorowane. Pada lekki deszcz. Wcale nie ma tu afrykańskiego upału - i w „naszej” Etiopii go nie będzie. Na szczęście do terminala krajowego jest rzut beretem od międzynarodowego. Gosia cudem wpycha się przed pana z przeogromną stertą bagaży, który za chwilę utkwi w bramce, i idzie sprawdzić, czy leci coś na północ, wszystko jedno dokąd.
Bahir Dar? Super, lecimy do Bahir Dar.

Jest ciepło, słonecznie, porządnie i bardzo cywilizowanie. Pamiętając pierwsze chwile z Afryki Zachodniej, czuję się niemal rozczarowana.

Pierwszą etiopską kawę wypijamy w towarzystwie Gigi. Zaprowadził nas do niedrogiego i porządnego hotelu i oczywiście oferuje swoje usługi jako przewodnik.
- Lekcja pierwsza jak to się odbywa w Afryce - mówię do Gosi i faktycznie, słuchamy typowego afrykańskiego namawiania i naciągania. I tylko po raz kolejny się zastanawiam, czy zdziwienie, że nie chcemy łódki za dużo pieniędzy jest naprawdę udawane, bo tak prawdziwie brzmi. 60 euro od osoby, razem, po specjalnej zniżce, za trzy osoby to 210 euro. Prawdziwa okazja, prawda? Nie, nie chcemy tej okazyjnej ceny, za drogo dla nas. Nie chcemy oglądać tylu klasztorów. I nie, nie chcemy zorganizowanej dwutygodniowej wycieczki po Etiopii. Dlaczego nie? Bo tak nie podróżujemy. Wszyscy tak podróżują? No, nie wszyscy, bo my nie.

Włóczymy się bez celu, przyglądając się temu co wokół nas, schodzimy miasto wzdłuż i wszerz, ale nawet z mapą, gubimy się za trzecim rogiem. Białych turystów nie ma zbyt wielu, a jednak nie czuję się tu dziwnie czy obco. Nie czuję nawet, że się wyróżniam, a przecież tak jest, bo mnóstwo ludzi nas zaczepia.
Kupujemy w innym hotelu tanią wycieczkę łodzią na kolejny dzień i pijemy pierwsze etiopskie piwo, aż w końcu południe zmienia się w popołudnie, a komary rozpoczynają ataki, więc postanawiamy wrócić do siebie.

Z hotelu w lewo, potem do ronda,  do centrum, skręcić w prawo, żeby dojść do parku... Do parku nie dochodzimy, mieszają nam się uliczki i gubimy się gdzieś po drodze. A nie, jest meczet, to gdzieś tu. Jednak nie, może to nie ten meczet? Uliczki wyglądają znajomo,przecież to musi być gdzieś tutaj. Nie martwimy się, bo świat w tych zaplątanych i zagubionych uliczkach jest fascynujący, a im dalej od centrum, tym mniejszą uwagę zwracają na nas mieszkańcy. - Zobacz, tam jest wysoki budynek, nasz hotel stał koło wysokiego budynku! Idziemy więc w tamtą stronę i wychodzimy naprzeciwko hotelu. Tylko, że to nie jest nasz hotel, to ten, z którego wyszłyśmy godzinę wcześniej.. Próbujemy jeszcze raz: z hotelu w lewo i potem do ronda... 

Spotkany po drodze chłopiec zgaduje nazwę naszego hotelu, bo  jej nie pamiętamy. Docieramy tam tuż przed zmrokiem.
Komary wlatują przez szpary w oknach.
Zaczyna lać deszcz.

Jezioro Tana: Dobrze się podróżuje z ludźmi,  którzy mają podobne zainteresowania, więc wszystkie zgodnie zadowoliłyśmy się dokładnym obejrzeniem jednego klasztoru, mniej dokładnie dwóch innych. Poza tym  relaks i wypatrywanie hipopotamów (udało się!).

Bilet wcale nie było łatwo kupić. Kiedy znalazłyśmy się na dworcu, rozejrzałyśmy się wokół,  ale etiopskie litery na tablicach autobusów nic nam nie mówiły. W budce wyglądającej na nie-wiadomo-co postanowiliśmy się czegoś dowiedzieć. Tłum wokół gęstniał, a krzyki zagłuszały nasze słowa.

- Proszę pana! Pan tu nie stał! - powiedziała Eliza głośno, zdecydowanie i po polsku do wpychającego się przed nią mężczyzny. Ten odwrócił się,  krótko roześmiał i posłusznie wycofał.
Chwilę później dołączyła do nas francuska rodzina, podobnie jak my zdeterminowana do walki by zapłacić 13 birr za bilet (cena właściwa),  a nie 50 birr, których od nas żądano (plus opłaty dodatkowe). Jak się ma czas, można się targować.  I tak, jakieś 45 minut później, siedziałyśmy we właściwym autobusie w drodze do źródeł Nilu Błękitnego.

Przewodniki twierdzą,  że widok rozczarowuje, że zanim zbudowano tamę, było lepiej. Teraz to nudy i nie ma co oglądać.  Być może, ale dla nas to początek podróży i bardzo nam się wszystko podoba: wioska, spacer przez pola i koło targu  - w dzień targowy to naprawdę widok! – to jedna z chwil, kiedy wszystko wydaje się wręcz nierzeczywiste, wodospady i pierwsze napotkane rosnące krzaczki czatu.

Gondar przywitał nas deszczem. No cóż, uroki podróżowania podczas pory deszczowej. Ale kiedy niebo rozjaśnia się, humor od razu nam się poprawia , spacer wśród ruin staje się przyjemnością, a etiopscy turyści,  którzy koniecznie chcieli zrobić sobie z nami zdjęcia ̶ atrakcją.

W takie deszczowe szarobure dni  są dwie rzeczy, które będą poprawiać nam humor: injera i kawa.

W kawie zakochałyśmy się od pierwszego łyka i jej codzienna dawka (lub dwie lub nawet trzy) były obowiązkiem i przyjemnością.  Z ekspresu, tradycyjna, z mlekiem czy bez, z cukrem? A może kawa z herbatą razem? Brzmi dziwnie, smakowało jednak zdumiewająco dobrze.

Ogromną fanką injery zostałam razem z Gosią. Eliza nie podzielała naszego entuzjazmu, podobnie jak inni spotkani turyści, a znajomi, po obejrzeniu zdjęć pytali czym jest ta brudna ścierka do naczyń, na której leży  obrzydliwa brązowa maź. Jadłyśmy głównie wersje wegetariańskie, a najbardziej smakowała mi shiro tegabindo, czyli pasta z soczewicy.

_____
I na razie to by było na tyle.
Tyle pojawiło się na mojej stronie:
http://amusedobserver.pl/
(i ciąg dalszy wkrótce nastąpi)

i na fb:
https://www.facebook.com/amusedobserver.blog?ref=hl

zapraszam tam:) f

Szukałam miejsca dla siebie. Z dwóch powodów: po pierwsze coraz bardziej mnie męczył mnie obecny układ graficzny Kolumbera i dodawanie postów, a po drugie... czasam zmiany są potrzebne:) 

  • hotel
  • Etiopskie piwo
  • Główna ulica w Bahir Dar
  • etiopska pizza
  • injera
  • w kawiarni
  • sok
  • księżniczka
  • gdzieś w drodze
  • zrobisz mi zdjęcie?
  • osiołek
  • jedziemy!
  • w drodze na targ 1
  • w drodze na targ 2
  • w drodze na targ 3
  • kawa z czekoladą
  • Img 20130713 174429