Do stworzenia tej podróży zainspirowało mnie pewne zdarzenie sprzed blisko dwóch lat, które miało miejsce na małej wyspie na Atlantyku blisko Afryki. Podczas miłej pogawędki na hotelowym tarasie z poznanymi właśnie sympatycznymi rodakami po ujawnieniu, że jestem z Krakowa zapanowała konsternacja… Po chwili żona odpowiedziała, że mąż bardzo nerwowo reaguje na wspomnienie niedawnej weekendowej wycieczki do Krakowa… Dość nierozważnie pociągnąłem temat… Okazało się, że teraz Kraków kojarzy im się z tłokiem, tandetą, drożyzną, brakiem miejsca do zaparkowania, mandatami itd. Wrażenia z niedzielnego, popołudniowego spaceru po Rynku, Floriańskiej czy Grodzkiej nijak się mają do stereotypowego wyobrażenia pięknego, starego, spokojnego Krakowa. Niestety z przykrością musiałem przyznać rację…
Mimo, że urodziłem się w tym mieście i przeżyłem w nim całe dotychczasowe życie postanowiłem wcielić się w rolę turysty. Zacząłem intensywnie spacerować po moim mieście w poszukiwaniu śladów dawnego magicznego Krakowa. Oto kilka uwag, ostrzegam bardzo subiektywnych, które może kiedyś komuś kto pierwszy raz tu przyjedzie się przydadzą.
Zabrzmi to banalnie ale najważniejszą rzeczą to unikanie tłumów. Najfajniejszą porą na spacer jest ranek. Wtedy, nawet w lecie, na Rynku, Floriańskiej czy Wawelu jest pusto. Przed dziewiątą dziedziniec wawelski jest zupełnie pusty. Można spotkać tylko strażnika myjącego kostkę, bądź pracownicę muzeum spieszącą się do pracy… Zawsze podczas podróży lubię obserwować miasta o takiej porze gdy nie ma jeszcze na ulicy turystów. Kelnerzy sprzątają stoliki w zupełnie pustych jeszcze ogródkach, dzieci biegną do szkoły, dorośli do pracy. Niestety czar pryska około godziny 10… Drugą dobrą porą na spacer po Krakowie jest wieczór. Po zmroku robi się luźniej w miejscach najbardziej zatłoczonych, choć na spacer w samotności po Floriańskiej czy Rynku nie ma co liczyć… Co robić w trakcie dnia? Uciec w boczne uliczki, poza utarte szlaki albo … do góry. Bo Kraków z góry wygląda ładnie nawet gdy w dole kłębią się tłumy…