W tym roku minęło 31 lat, jak wyruszyłam w swoją pierwszą wielką turystyczną podróż, na rowerze zresztą i jestem w tej podróży do dziś dnia. I nie chodzi tutaj wcale o moje narodziny....
Wiosną 1981 rok, moja koleżanka Irenka, namawiała mnie na wyprawę rowerową po Grecji. Okazało się, że należy ona do Akademickiego Klubu Rowerowego Wagant i tenże klub organizował taką właśnie wyprawę. Najpierw byłam w szoku, gdzie ja pojadę rowerem tak daleko, przecież dotychczas byłam za granicą tylko w NRD i to jeszcze z rodzicami. Ale jak to się mówi "czacha pracowała" i wkrótce zapisałam się do klubu i na wycieczkę.
Po wielu trudach załatwiania paszportów, wiz, dewiz i wielu innych formalności, ćwiczeniu formy na rowerze w końcu naszedł dzień wyjazdu. Dodam jeszcze, że w końcu końców Irena z tego wyjazdu zrezygnowała, zostawiając mnie z grupą 9 obcych mi ludzi. Jechaliśmy grupą 10 osobową, 3 dziewczyny i 7 chłopaków. Wyjazd trwał ok. 1,5 miesiąca, trochę jedzenia mieliśmy z Polski, noclegi przeważnie na dziko, pod gołym niebem. Dla mnie była to wyprawa życia i prawie szkoła przetrwania, nauczyłam sie nie tylko rozbijać namiot ale również naprawiać rower, gotować na benzynowych kuchenkach "prymus" prod. ZSRR, spać pod gołym niebem, radzić sobie z różnymi przeciwnościami losu czy porozumiewać się z tubylcami nie znając języka. Te wszystkie doświadczenia przydają mi się do dziś.
Efekt tego wyjazdu był również taki, że zostałam w Klubie na ponad 10 lat, brałam udział w wielu wyjazdach rowerowych, w kraju i za granicą, w końcu na stare lata przesiadłam się na samochód, ale sentyment do roweru pozostał - to prawda, że stara miłość nie rdzewieje.
W Grecji byłam w sumie 2 razy, w 1981 i 1985 roku ( tu już razem z siostrą), zdjęcia przedstawione poniżej pochodzą z obydwóch wyjazdów, są to stare slajdy, więc jakość taka sobie.