Do Białowieży wybierałam się od dawien dawna. Marzył mi się wyjazd na wycieczkę rowerową - pociągiem do Białegostoku i stamtąd rowerem 7 dniowa trasa do Białowieży i z powrotem, ze zwiedzaniem po drodze. Niestety większość znajomych tak przyrosła do swoich samochodów, że nie chcieli nawet słuchać o takim wyjeździe.
Moja tęsknota za tym miejscem była coraz większa, gdy czytałam relacje z podróży po Podlasiu Zfiesza, Leszka Michorowskiego i Ewy Zwierzyńskiej. Wczesną wiosną przyszła do nas znajoma, od słowa do słowa zaczęłyśmy snuć różne plany min. na majówkę i gdy rzuciłam hasło "Białowieża" o dziwo siostra i koleżanka zgodziły się jednogłośnie (oczywiście autkiem).
Miałam opracować szczegóły wycieczki, zaczęło się szperanie po przewodnikach i internecie. Tydzień później miałyśmy zaplanowaną całą wycieczkę, opłacone noclegi w gospodarstwie agroturystycznym "U Basi" w Białowieży, zamówiłyśmy też piękną pogodę, pozostało nam czekać na "najdłuższy weekend nowoczesnej Europy".