Podróż Beskid Żywiecki - cel mojego pierwszego wypadu na narty - Zaczęło się dość niewinnie... kilkoma upadkami na



2009-01-09
Lepiej późno niż wcale... Zaczęłam się uczyć jeździć na nartach. Ja, zapalona siatkarka, a przy tym osoba otwarta na każdy rodzaj sportowej aktywności... Dotarliśmy do przyjaznego Korbielowa, gdzie pożyczyłam narty i osprzęt, założyłam big footy na nogi i... poczułam niemoc z braku równowagi. Po każdym upadku wstawałam, co nie znaczyło wcale, że jestem coraz silniejsza. A niech tam, wynajęłam instruktora. W końcu dwie sunące pod stopami dechy są nieco trudne do opanowania, dopóki się nie zna zasad. Zaskoczyło i połknęłam bakcyla. Teorię opanowałam, z praktyką gorzej, nie mniej ćwiczyłam, ćwiczyłam. W końcu ćwiczenie czyni Miszczem (wsparł mnie kumpel).