Podróż Andora - Przez Pireneje



2012-02-24

3. września 2010 r.

Przed nami trudna górska jazda. Wybieramy drogę główną, co wydłuża nam dystans do ok. 220 km. W zamian za to ponad 100 km jedziemy autostradami. Początkowo droga wiedzie na północny zachód w kierunku Tuluzy. Potem ostro skręcamy na południe. Po czterdziestu kilometrach autostrada kończy się i wjeżdzamy na górską krętą drogę. Wspinamy się coraz wyżej. Drzewa ustępują miejsca niskiej kosodrzewinie i porostom. Droga wije się malowniczo po zboczach. Góry budzą respekt mimo, że tylko od czasu do czasu odsłaniają nagie skały. W niczym nie przypominają tych znad Morza Śródziemnego, chociaż i tam i tu, to te same Pireneje. Droga jest dosyć szeroka, ale kierowcy karnie jadą w kolumnie.

Niespodziewanie przed nami pojawia się punkt graniczny. Celnicy nie są nami zainteresowani. Ich uwaga skupiona jest na przeciwnym kierunku.

Jesteśmy w Andorze. Od tego punktu zjeżdżamy w dół. W oczy rzuca nam się odmienny od francuskiego charakter zabudowy. Stojące wzdłuż drogi duże i ciężkie budynki w większości wykończone zostały kamienną elewacją w kolorze brunatnym.

Andora, mimo, że należy do najmniejszych państw w Europie nie jest miastem-państwem. Zjeżdzając w doliny mijamy małe miasteczka, by na koniec dotrzeć do celu naszej podróży - stolicy państwa - Andorra la Vella   

  • Miejscami droga wykuta jest w skale.
  • Autostradą jedziemy po płaskim terenie.
  • Koniec autostrady zapowiada wysokie góry
  • Jeszcze łagodnie ale już z ograniczeniami.
  • Cały czas pod górę
  • Do chmur już niedaleko
  • Granica Państwa Andora
  • Charakterystyczna zabudowa 1
  • Charakterystyczna zabudowa 2
  • Droga wije się malowniczo.
  • W dolinach rozłożyły się małe miasteczka.
  • U podnóża gór.