Wieczór przywitał mnie chłodem, cykaniem świerszczy i wielkim, zachodzącym za Karkonoszami Księżycem. Zbudziłem się o świcie, a właściwie zbudził mnie chłód, który wtargnął przez otwarte okno. W tej chwili pomyślałem sobie, że to już chyba pierwszy, zimny, jesienny poranek. Wyszedłem na zewnątrz z myślą o spotkaniu owadów pokrytych kropelkami rosy, które cierpliwie czekają, aż promienie słońca pobudzą je do aktywności. Duże było moje rozczarowanie, jak się okazało że pobliskie łąki są skoszone i jakieś... puste. Stratę zrekompensowała malownicza mgła unosząca się nisko nad ziemią.
Moim zdaniem to już jesień.