Lot z Katowic do Faro przedzielało międzylądowanie w Bergamo. Podalpejska zimnica zbytnio nie dodawała otuchy naszym wakacyjnym wyobrażeniom. Dopiero widok z malutkich okienek samolotowych na kipiące żywotnością wybrzeże Algarve, obrzeżone cudnymi plażami i ciemnobłękitnymi wodami Atlantyku rozbudził nutkę optymizmu, dopiero kiełkującą na samym początku naszej wizyty na portugalskiej ziemi. Niestrasznym nam było nawet zderzenie się z rzeczywistością śródziemnomorskiej natury w postaci siesty, nakazującą nam tym samym dwugodzinne oczekiwanie na odbiór samochodu dopiero po jej zakończeniu. Tym bardziej, że oczekiwanie wypełnione przyjemnym wspomnieniem o ucieczce przed jesienną, polską słotą, odbywało się w cieniu majestatycznych palm. Nowa polówka, którą odtąd było nam danym zapuszczać się w te dzikie i te trochę mniej regiony Portugalii, kosztowała nas na okres siedmiu dni po ok. 25 euro na głowę. Tak tanich samochodów nie wypożyczałem jeszcze nigdy i obawiam się, że może już mi nie być danym. Na dzień dobry wielki plus na poczet Portugalii.
Ruszamy ku przygodzie...