Podróż Berlin, czyli nie taki niedźwiedź straszny - Na Berlin



Koniec wakacji zdecydowaliśmy się spędzić z moją rodziną z Wrocławia i z dziećmi w karaibskich klimatach, ale że nie było nas już stać - po intensywnych urlopach tego roku - na rejs na Antiquę czy Martynikę, wybraliśmy w zamian Tropical Islands pod Berlinem. W planach mieliśmy, oczywiście oprócz relaksu w tym atrakcyjnym aquaparku, także poznanie stolicy Niemiec, która jest przecież tak niedaleko od Polski, ale jakoś do tej pory pozostawała dla nas nieodkryta.

Jechaliśmy do Berlina z pewnym niepokojem, gdyż doświadczenia niektórych z nas były pełne przykrych wspomnień z lat, gdy do Reichu jeździło się na saksy narażając się na niechęć ze strony Berlińczyków, którzy chociażby pod popularnymi wówczas wśród Polaków „Aldikami” byli często świadkami dantejskich scen. Przed wyjazdem rozmawialiśmy też o tym, jak wielu Niemców przyjeżdża na Śląsk, do Wrocławia, Karpacza i okolic, czy choćby na Mazury dając się poznać raczej z tej gorszej strony, jako aroganccy, głośni i niegrzeczni turyści, którzy czują się tu jak u siebie, a Polaków uważają za popychadła do kupienia za parę euro.

Ja natomiast miałem osobiście pozytywne wrażenia z Niemiec po mojej jedynej, dotychczasowej wizycie sprzed paru lat w Bawarii, poznaniu Monachium i zwiedzeniu zamków w Neuschwanstein i Hochenschwangau. A i z niemieckimi turystami spotykałem się wielokrotnie na całym świecie, bo to przecież jeden z tych narodów, który podróże lubi jak mało co innego. A że na wyjazdach wielu z nich często odreagowuje całoroczny stres, to nie są jakimś wyjątkiem pod tym względem, a kto nie wierzy niech się wybierze choćby do Tunezji czy Egiptu do jakiegoś hotelu All Inclusive i zobaczy co tam wyprawiają Polacy po nieograniczonej ilości drinków. Można o tych sprawach dyskutować godzinami, ale chyba ważne jest, by pozbywać się uprzedzeń i stereotypowego myślenia, w czym najlepiej pomagają osobiste doświadczenia zbierane podczas podróży. Dlatego mimo obaw rodziny zdecydowałem się zorganizować ten wspólny, kilkudniowy wypad do Berlina.

Wszyscy mieliśmy co prawda różne doświadczenia z naszymi sąsiadami zza Odry, ale teraz zamierzaliśmy się przekonać jak wygląda stolica Niemiec i jak nas przyjmą jej mieszkańcy. Droga na Berlin z Wrocławia jest prosta i przyjemna. Wiedzie autostradą A4 przez Legnicę, drogą nr 18 do przejścia granicznego w Olszynie, a dalej znów niemieckim autobanem przez Cottbus (Chociebuż) na Dolnych Łużycach, które też warto bliżej poznać.

Co ciekawe na tych starosłowiańskich terenach nawet dzisiaj widać ślady dawnych tradycji, które pielęgnuje tu 20-tysięczna mniejszość Serbołużyczan. Środki finansowe na ten cel pochodzą między innymi z budżetu rodzimego landu – Brandenburgii, co należy odbierać jak najbardziej pozytywnie i starać się zrozumieć dlaczego podobnych działań oczekuje mniejszość niemiecka w Polsce. Wydawane są tutaj chociażby gazety w języku serbskołużyckim, foldery promocyjne oraz widoczne są tablice informacyjne i drogowe w dwóch językach, jak chociażby atrakcyjnej turystycznie i kulturowo krainy Spreewald / Błota.

 Aby dojechać do Tropical Islands, po przejechaniu ok. 90 km od granicy, należy skręcić w prawo z autostrady A13 na zjeździe Staakow i jechać jeszcze 3 km kierując się oznaczeniami. Od strony Berlina zjazd ten jest jakieś 60 kilometrów od centrum. Trafiliśmy tam bez problemu. Mieliśmy zarezerwowany wcześniej nocleg w indiańskim tipi na campingu obok Tropical Islands. Miejsce dla 5 osób w takim namiocie na materacach z pościelą to koszt 60 euro. Za 10 euro można zamówić śniadanie w postaci sowicie zastawionego szwedzkiego stołu. Na campingu można od razu dostać wejściówki do aquaparku, dla dorosłych za 25 euro, a dla dzieci 19,90.

  • Berlin tipi1
  • Berlin tipi2