Na naszą pierwszą dziewiczą podróż po wielkiej i bezkresnej Azji wybralismy Indonezję. Argumentów za takim wyborem było kilka, ale pewnie swoją role odegrał znowu Szklarski, ktory kazał Tomkowi Wilmowskiemu wraz z dzielnym bosmanem Nowickim przedzierać się przez dżunglę Nowej Gwinei, która, jakby nie było też jest częścią tego wielkiego kraju. Tym razem , co prawda, nie dane nam było dotrzeć do tego zakątka Indonezji, ale po kolei... 

Warto nadmienić, ze nasza podróż miala miejsce w 2003 roku, gdy nad Azją szalał SARS a Indonezja wciąż jeszcze była w szoku po niedawnym ataku terrorystycznym na Bali. Niewątpliwym plusem takiego stanu rzeczy były niskie ceny za przelot i pobyt w Indonezji, która była na czarnej liście turystów, zwłaszcza australijskich.

Dotarcie do Denpasar na Bali, które miało być naszą bazą wypadową w czasie naszego 5-tygodniowego pobytu w Indonezji zabrało nam 30 godzin. Loty na Pacyfikiem mają swój urok. Choć z Los Angeles do Hong Kongu lot trwa "tylko" 16 godzin, to wrażenie jest ciut inne, zwłaszcza gdy porówna się kalendarz lotu. Startujemy z LA w niedzielę o 23:00 czasu miejscowego a w HK lądujemy o 7:00 we wtorek... I jak tu nie być zdezorientowanym. Na lotnisku w HK służby medyczne mierzą wszystkim pasażerom temperaturę wkładając każdemu termometr do ucha. Przechodzimy pomyślnie próbę "ciała" i teraz mamy 3 godziny na wyprostowanie nóg i pleców. Blisko 6-godzinny lot do Denpasar to pestka, zwłaszcza, ze widoki są ciekawe. Widok  nieprzerwanej dżungli Borneo od razu uruchhomił moja nostalgiczną wyobraźnię i przypomniał wszystkie przeczytane w młodości książki podróżnicze, których akcja rozgrywała się w tym rejonie świata.

Bali wita nas duszną i gorącą pogodą. Zarezerwowany na internecie hotel okazuje się bardzo elegancki. Chlodny, klimatyzowany pokój i czysta pościel, to to czego nam w tej chwili potrzeba. Na drugi dzień rano spotykamy się agentem, z którym wcześniej nawiązaliśmy kontakt internetowy, aby zaaranżować naszą podróż po Indonezji. Zaczniemy od 8-dniowego objazdu Bali samochodemi. Dostaniemy samochód z kierowcą, który zna teren. Dalsze plany to 2 miejsca na Jawie, Celebes, smoki komodo i orangutany. Te ostatnie planowaliśmy zobaczyć na Sumatrze, lecz z uwagi na niepokoje w rejonie Ace, Putu nam sugeruje alternatywne miejsce - Borneo. A więc moje marzenie postawienia nogi na tej wyspie się spełni!! 

Po 2 dniach, które przeznaczyliśmy na dochodzenie do siebie, przyjeżdża o świcie nasz kierowca, który też ma na imię Putu. Imię to jest bardzo popularne na Bali bo w tutejszym języku znaczy "pierworodny", i nie ma znaczenia jakiej płci jest dziecko, więc średnio 25% osób na Bali nosi imię Putu.  Indonezja jest najwiekszym muzułmańskim krajem na świecie, lecz Bali jest w 95% procentach hinduistyczne. W zasadzie powinien to być osobny kraj, gdyż etnicznie mieszkańcy tej niewielkiej wysepki różnią się od reszty mieszkańców Indonezji. Z resztą na dobrą sprawę każda większa wyspa stanowi odrębną krainę. Przed wiekami rejon ten podbili i skolonizowali Holendrzy i kiedy po II wojnie światowej nowy rząd przejął władzę, to w naturalny sposób przejął całą spuściznę po Holendrach w postaci tysięcy różnych wysp i wysepek, który nazywa się Indonezja. 

Gęstość zaludnienia na Bali jest dwukrotnie większa niż w Japonii i nigdy człowiek nie jest tu sam. Czy się idzie nocą na wulkan, czy w spiekocie spaceruje się po polach ryżowych, to zawsze spotyka się ludzi. Bali nie jest miejscem dla osób szukających ciszy i spokoju po całorocznym zgiełku i stresie. Ale jeśli jest się odpornym na tego typu niedogodności to można tu odnaleźć perełki niespotykane nigdzie indziej. Na wyspie jest około 25 tysięcy światyń. Tych głównych i najwspanialszych jest w granicach 30. Trudno jest wskazać na te najciekawsze, bo każdy będzie miał swoje ulubione. Parę zwróciło moją szczególną uwagę. Gowah Lawah jest świętą jaskinią, w której mieszka coś pół miliona nietoperzy. U jej wejścia jest świątynia. Śpiewy modlitwy mieszają się z głośnym piskiem nietoperzy a dym z wonnych kadzideł przenika się ze strasznym smrodem nietoperzowych odchodów. To się dopiero nazywa wiara w boga!! 

Świątynia Gunung Kawi wyróżnia się pięknym położeniem i swoistą prostotą. Warto zboczyć kawałek z drogi by tu przyjść. Podobnie świątynia Pura Luhur Batukau - przyjezdni z rzadka tu docierają, przez co można tu znaleźć błogi spokój i ciszę, coś, co na Bali jest darem od boga. Jest to jedyna drewniana świątynia na wyspie a do tego bardzo malowniczo położona. Amatorów misternych wzorów na pewno nie zawiedzie świątynia Bogini Ryżu - Pura Beji. Inną mniej odwiedzaną atrakcją jest wieś Tanganan, której początki datują się w XIV wieku. Jej mieszkańcy specjalizują się w tkaniu ikat - bardzo żmudnej tkaniny tkanej z fragmentarycznie barwionych nici, ktore podczas tkania układają się we wcześniej zaprojektowany wzór. Utkanie płótna wielkości małego prześcieradła może zająć i 5 lat. Ale ludzie sobie potrafią komplikować życie :-) 

Niektóre miejsca na Bali są tak malownicze, że wysiadamy z samochodu i umawiamy się z Putu, aby zaczekał na nas 2 km dalej, bo my pójdziemy pieszo. Chłopak z niedowierzaniem na nas patrzy wietrząc jakiś żart albo podstęp, bo komu by się chciało w upał maszerowć skoro jest klimatyzowany samochód... Z Putu mamy od czasu do czasu pewne kulturowe "rożnice". Raz prosimy go by nas zawiózł do sklepu monopolowego, bo chcemy kupic jakiś alkohol w celu odkażenia organizmu. Chłopk zawiózł nas z dumą do najdroższego miejsca dla milionerow, gdzie były tylko koniaki po $300 lub Johnny Walker Blue Label, po czym na nasze spostrzeżenie, że to jest dla nas za drogo, z wielką dumą potwierdził: -Tak jest bardzo drogo! I uśmiechnął się od ucha do ucha, ufając, że nam bardzo musiał zaimponować. Innym razem wzięliśmy go jako tłumacza na targ by nam pomógl kupic różne tropikalne owoce. Wybraliśmy kilka rożnych owoców a gdy przyszło do zapłacenia kobiecina rzuciła sumę, która nas powaliła - to tak, jakby ktoś za jabłko, gruszkę, 2 truskawki i 4 czereśnie zażądał w Polsce 100 zł. Myśleliśmy, że się przesłyszeliśmy, ale Putu tylko z rozbrajającym uśmiechem dodał: -Jest bardzo drogo. Parę tygodni później, gdy byliśmy na Celebesie, czyli w miejscu, gdzie turyści już tak licznie nie przybywali, zażenowana kobieta w ogóle nie chciała przyjąć pieniędzy, za kilka takich owocków to jej się nawet nie chciało liczyć ile to może kosztować... 

Piątego dnia podróży po Bali zatrzymujemy sie nad jeziorem Batur, ktore położone jest wewnątrz dużego wulkanu. Nasz hotel leży na jednej z krawędzi, a po drugiej stronie jest wieś znana z tego, że nie kremują umarłych, lecz zostawiają ich ciała na pożarcie sępom. Odor rozkładających się ciał mają zabić drzewa, pod którymi leżą ciała... Putu indagowany czy da się tam dojechać, odpowiada, że można tam tylko dopłynąć łodzią. On by tam nigdy nie popłynął, bo jest niebezpiecznie, gdyż mieszkańcy są wrogo nastawieni do przybyszów a utrzymują się z rolnictwa i żebrania...  

Nazajutrz o 3:45 w środku nocy wyruszamy pieszo na szczyt wulkanu Batur. Jest kompletnie ciemno a na dodatek gęsta mgła. Nasze mikroskopijne latarki najpierw wywołują zdrowy śmiech u przewodników, ale po chwili wzbudzają zachwyt - tyle światła z takiego maleństwa!! O szóstej jesteśmy na szczycie. Za pół godziny wychodzi słońce, ale nic nie widzimy przez gęstą mgłę. Przychodzą do nas małpy, z którymi dzielimy się śniadaniem. Kusi je jedzenie, lecz boją się brać z ręki, więc podchodzą i głośno parskają. Jedzenie biorą dopiero gdy się je położy na ziemi i zrobi się 3 kroki do tyłu. Takie maniery to rozumiem :-) O siódmej mgła miejscami rzednie i robi się jaśniej. Idziemy oglądać wnętrze głównego krateru. Robi ono groźne i ponure wrażenie. Ze szczelin wydobywa się gorąca para. Schodzimy do niższych kraterów - wszystkie wyglądają groźnie. Droga jest bardzo zdradliwa. Miejscami idziemy nad urwistym brzegiem krateru. Trzeba bardzo uważać aby sie nie poślizgnąć ani nie potknąć. Upadek może sie źle skończyć, gdyż wokół są ostre jak szkło wulkaniczne skały. Mgła wreszcie ustępuje i naszym oczom ukazują się przepiękne widoki, które trochę osładzają nam meczące zejście. 

Po 8-dniowym Tour de Bali wracamy do naszej bazy czyli Denpasar. Mamy 2 dni na zrobienie prania i złapanie oddechu. Siedzę przy basenie, popijam zimne piwo i staram sie rozszyfrować skąd kto jest. Parę śniadych dziewczyn chyba mówi po portugalsku - czyżby Brazylijki? Dwie blondwłose dziewczyny grają w piłkę. Dryblowanie i główkowanie nieźle im idzie. Mówią z australijskim akcentem - no tak Australia ma dobrą żeńską drużynę piłkarską. Tuż obok pani rozmawia z synkiem po rosyjsku, ale chyba nie mieszkają w Rosji, bo mu każe mówić po angielsku. Dzieciak musiał jej coś niezbyt grzecznie odpowiedzieć, bo kobieta go strofuje po rosyjsku, mówiąc aby uważał co mówi, bo niektórzy mogą znać rosyjski, tu odruchowo spoglądając na mnie...

 

 


 

  • Bali, uprawa ryżu.
  • Świątynia Bogini Jeziora, Bali
  • Luhur Batukaru, Bali
  • Łodzie rybackie na Bali
  • Bali
  • Właściwe okrycie...
  • Bali, tarasy ryżowe
  • Świątynia Bogini Jeziora, Bali
  • Bali
  • Bali, świątynia Gunung Kawi.
  • Bali, tarasy ryżowe
  • Bali
  • Bali, Pura Beji, świątynia Bogini Ryżu.
  • Bali, jezioro Batur i wulkany.
  • Bali, na krawędzi krateru Batur.
  • Bali, tarasy ryżowe
  • Bali, Pura Beji, świątynia Bogini Ryżu.
  • Bali, Pura Beji, świątynia Bogini Ryżu.
  • Bali, świątynia Tirta Empul.
  • Bali, ołtarz z ofiarami w świątyni Tirta Empul.
  • Bali, Pałac Sprawiedliwości w Klungkung.
  • Bali, Pałac Sprawiedliwości w Klungkung.
  • Bali, Pałac Wodny w Klungkung.
  • Bali, Pura Beji, świątynia Bogini Ryżu.
  • Bali
  • Bali, świątynia Goa Gaja.
  • Swiatynia Goa Gaja, Bali
  • Wies Tenganan, Bali