Podróż Dromofobia - Przygotowania



2009-04-14

Do rozpoczęcia wyprawy zostało jeszcze 10 dni. To niesamowite, że pomysł, który wpadł nam do głowy jakieś dwa lata temu, nie bez wpływu doświadczeń Olki i Tomka, niedługo nareszcie stanie się faktem. Jeszcze 10 dni przygotowań i ruszamy na drugi koniec świata, żeby odwiedzić miejsca, o których zawsze odwiedzeniu marzyliśmy i te, o których istnieniu jeszcze nie wiemy, a o powrocie do których będziemy marzyć przez resztę życia.

 

Wyprawa w zasadzie jest już przygotowana: mamy bilety, jesteśmy zaszczepieni, kończymy kompletować ekwipunek, zarezerwowaliśmy hostel w Tokio. Teraz pozostaje nam zająć nasze rozpalone głowy jakąś aktywnością, która pozwoli dotrwać jakoś do przyszłego czwartku. Myślę, że skutecznym zabijaczem czasu będzie usystematyzowanie etapów, które przeszliśmy w drodze nas do tego momentu; a nuż komuś przydadzą się te informacje – nam na pewno przydadzą się one za kilka miesięcy, kiedy nasza wyprawa będzie już tylko wspomnieniem (a może wcale nie).

 

Trasa

Długo decydowaliśmy się jaką trasę wybrać, ile ma trwać podróż, ile czasu spędzimy w różnych krajach. Koniec końców sytuacja wyjaśniła się niejako sama: daty skonkretyzowały się w okresie pomiędzy zakończeniem pracy i ewentualnym podjęciem nowej, trasa wyznaczyła się przy kupnie biletów, a długość pobytu w poszczególnych krajach była wynikiem połączenia kalkulacji finansowych i loterii. Początkowo chcieliśmy polecieć najpierw do Hong Kongu, stamtąd dostać się do Australii, Nowej Zelandii, Japonii i wrócić do Chin. Ta trasa wydawała się dość logiczna. Próbowaliśmy wyznaczyć zbliżoną trasę używając The Great Escapade – oferty kilku linii lotniczych, która wygląda na najlepszy sposób na poruszanie się po Australazji. Jakkolwiek strona internetowa tegoż programu jest bardzo zachęcająca, jest też równie mało konkretna.

W bezowocnych próbach skontaktowania się z biurem The Great Escapade, znaleźliśmy biuro podróży (www.travelnation.co.uk), które miało prowadzić sprzedaż pakietów, które nas interesowały. I ku naszemu miłemu zaskoczeniu okazało się to najlepszym krokiem w okresie przygotowań. Skonfundowani ciągłymi zmianami w trasie, wysłaliśmy do Travel Nation nieuporządkowaną listę miejsc, które nas interesują, długość podróży i przybliżoną datę wylotu. Błyskawicznie dostaliśmy odpowiedź i propozycję trasy, która pokrywała większość naszych oczekiwań. Po niewielkich poprawkach, kupiliśmy bilety lotnicze i tu dwie niespodzianki: pierwsza miła – bilety są z normalnych linii lotniczych (British Airways i Qantas), które traktują pasażerów poprawnie, mają normalne limity bagaży i nie każą dopłacać za maskę tlenową na wypadek awarii i druga, jeszcze milsza niespodzianka – cena. W bardzo optymistycznej wersji naszych wstępnych obliczeń przewidywaliśmy ok. 1500€ na osobę za bilety lotnicze. Okazało się, że za loty: Londyn-Tokio, Tokio-Christchurch, Auckland-Melbourne, Sydney-Singapur i Pekin-Londyn, zapłaciliśmy po 949 funtów. Dobry początek! Polecamy gorąco to biuro, bo to naprawdę profesjonaliści.

Tym samym ustaliła się też trasa naszej wyprawy. Wylatujemy z Londynu 24. kwietnia i zaczynamy w Japonii, gdzie spędzimy 10 dni, później 3 tygodnie w Nowej Zelandii, następnie 5 tygodni w Australii, skąd lecimy do Singapuru i tam zaczynamy azjatycką część wyprawy, czyli dwu i półmiesięczną podróż do Pekinu (patrz mapka). Lot powrotny zarezerwowaliśmy na 16 września, ale tak naprawdę powrót zależy od wyników egzaminu na studia i topnienia gotówki.

Szczepienia

Mieliśmy duże szczęście, że większość przygotowań do wyprawy przypadła na okres kiedy mieszkaliśmy w Hiszpanii. Ubezpieczenie medyczne objęło koszty szczepień, dzięki czemu zaoszczędziliśmy około 200€ w stosunku do kosztów szczepień w Polsce. W dodatku spotkaliśmy przemiłego lekarza, który rzeczywiście zainteresował się naszą wyprawą i starał się dobrać szczepienia jak najlepiej do naszego stanu zdrowia i trasu, którą mamy przebyć. Wyposażeni więc w złudną odporność na: tężec, błonicę, żółtaczkę a, b i c, dur brzuszny i grypę możemy stawić czoła wirusom. Przed malarią mamy bronić się Doksycyliną, której możliwe efekty uboczne składają się na chorobę, która na pewno skończy z ludzkością.

Ekwipunek

Pomni na zalecenia bywałych w regionie podróżników, wychodzimy z zasady, że czym mniej naładujemy do plecaków, tym lepiej. Problem jednak w tym, że w Japonii będziemy wiosną, w Nowej Zelandii tamtejszą jesienią, w Australii zimą, a w części azjatyckiej doświadczymy pełnego spektrum meteorologicznego. Zamierzamy zabrać: kilka zmian bielizny, 2 pary spodni, polar, kurtkę przeciwdeszczowo – przeciwwiatrową, śpiwór, matę samopompującą, dobre buty, przewodniki i kilka innych przydatnych drobiazgów.

Przewodniki

Zapakujemy do plecaka 3 przewodniki - po Japonii z Lonely Planet, po Nowej Zelandii i Australii z hiszpańskiej serii Guía Azul. Nie jesteśmy fanami Lonely Planet, ale trzeba przyznać, że trudno o bardziej praktyczny przewodnik. Guía Azul zawiera dużo więcej ciekawych opisów miejsc, ale część praktyczna jest uboższa. Nie można mieć wszystkiego, wkrótce przekonamy się jak się sprawdzają w trasie te dwie filozofie. W związku z tym, że Japonia jest pierwszym przystankiem, tę część mamy mniej więcej przygotowaną. Korzystając ze strony japan-guide.com opracowaliśmy trasę, która pozwoli nam zobaczyć jak najwięcej i jak najtaniej. Mamy kilka pomysłów na Nową Zelandię i kompletnie żadnego na Australię, ale jesteśmy wolni, piękni i pomysłowi i będziemy improwizować wykorzystując te trzy zalety. Jutro wielkie zakupy, spotkania z przyjaciółmi i gorączki przedwyjazdowej ciąg dalszy.

  • Mapka