Komentarze użytkownika zfiesz, strona 686
Przejdź do głównej strony użytkownika zfiesz
-
danke szyn za plusa kejti;-)
-
Znalazłem ostatnio chwilę... dłuższą, że tak powiem chwilę... żeby trochę nadrobić zaległości. Niestety nie wystarczyło mi cierpliwości, by nadrobić wszystkie, ale... może jeszcze kiedyś się uda.
Powyżej znajdziecie większy fragment relacji z drugiego wyjazdu do Meksyku (listopad/grudzień 2007), a jeśli się wam spodoba... agún día... kiedyś być może wrócicie, żeby doczytać resztę:-)
p.s. fragmentaryczne relacje nie są na kolumberze niczym nadzwyczajnym, więc nie mam szczególnego poczucia winy:-)
-
a ja nie!:-) ale kawałek czasu tam spędzilem... i uwielbiam 3miasto!!:-)
-
cóz rebel... pewnie w każdym innym przypadku bym sie z toba zgodził, bo sam zrobiłem stopem wiele kilometrów, ale w tym konkretnym... hmmm... nie wiem jak bardzo i czy w ogóle sie pomyle, ale na kubie więcej jest takich lasek łapiących "okazję" w postaci faceta, który zapłaci im za upojna noc, niż szukajacych transportu. smutna to prawda o fidelowskim socjalizmie...
acha... i bądź pewna, że jeśli wylądujesz z żabą na kubie (czego ci gorąco życzę!), sama staniesz się obiektem zaczepek. i to ze strony obu płci...
-
ha!:-) a nie mówiłem? i nie słuchaj bobi... ona strasznie wredna jest;-)
o przewodnikach eyewitness słyszałem natomiast same najgorsze rzeczy (bobi, to nie na przekór!!!) kilka miesięcy temu na goldenline toczyła się dyskusja nt przewodników ogólnie i eyewitnessy (w wydaniu polskim przewodniki wiedza i życie) miały opinię absolutnie bezużytecznych dla samodzielnych turystów. osobiscie mam tylko jeden i też uważam, że poza ładnymi obrazkami nie przedstawia większej wartości, ale opinii na temat serii na tej podstawie wydawać nie mogę.
w rzeczywistości jest z nimi pewnie tak jak z każdą serią - jedne sa świetne, a inne do niczego.
ja tam zawsze polecam rodzimego pascala, który w większości przypadków jest tłumaczeniem lonely planet albo rough guide, lub te ostatnie w przypadku gdy tłumaczenia brak.
nasz rodzimy rynek jest natomiast wyjątkowo ubogi jeśli chodzi generalnie o travel writing. blizsze rejony doczekały się wprawdzie przewodników napisanych przez polaków (wydawnictwa bezdroża i globtroter), ale z egzotyka jest dość cienko. o relacjach nawet nie wspominam. poza cejrowskim, pawlikowską, pałkiewiczem i kilkoma innymi nazwiskami na rynku pustki...
-
co do tego nie mam wątpliwości:-) no i jeszcze szczęście... bo nie umiejętności:-)
-
dino... cheers mate:-)
-
to zupełnie tak jak ja!! właśnie dlatego chciałbym tam pojechać:-)
-
a to tylko zatoka!!!
-
co ja będę gadał:-) sprawdź co przegapiłeś (i ja w większości też:-) http://www.cardiffbay.co.uk/attractions.html
-
danke szyn za plusa kejti;-)
-
Znalazłem ostatnio chwilę... dłuższą, że tak powiem chwilę... żeby trochę nadrobić zaległości. Niestety nie wystarczyło mi cierpliwości, by nadrobić wszystkie, ale... może jeszcze kiedyś się uda.
Powyżej znajdziecie większy fragment relacji z drugiego wyjazdu do Meksyku (listopad/grudzień 2007), a jeśli się wam spodoba... agún día... kiedyś być może wrócicie, żeby doczytać resztę:-)
p.s. fragmentaryczne relacje nie są na kolumberze niczym nadzwyczajnym, więc nie mam szczególnego poczucia winy:-) -
a ja nie!:-) ale kawałek czasu tam spędzilem... i uwielbiam 3miasto!!:-)
-
cóz rebel... pewnie w każdym innym przypadku bym sie z toba zgodził, bo sam zrobiłem stopem wiele kilometrów, ale w tym konkretnym... hmmm... nie wiem jak bardzo i czy w ogóle sie pomyle, ale na kubie więcej jest takich lasek łapiących "okazję" w postaci faceta, który zapłaci im za upojna noc, niż szukajacych transportu. smutna to prawda o fidelowskim socjalizmie...
acha... i bądź pewna, że jeśli wylądujesz z żabą na kubie (czego ci gorąco życzę!), sama staniesz się obiektem zaczepek. i to ze strony obu płci... -
ha!:-) a nie mówiłem? i nie słuchaj bobi... ona strasznie wredna jest;-)
o przewodnikach eyewitness słyszałem natomiast same najgorsze rzeczy (bobi, to nie na przekór!!!) kilka miesięcy temu na goldenline toczyła się dyskusja nt przewodników ogólnie i eyewitnessy (w wydaniu polskim przewodniki wiedza i życie) miały opinię absolutnie bezużytecznych dla samodzielnych turystów. osobiscie mam tylko jeden i też uważam, że poza ładnymi obrazkami nie przedstawia większej wartości, ale opinii na temat serii na tej podstawie wydawać nie mogę.
w rzeczywistości jest z nimi pewnie tak jak z każdą serią - jedne sa świetne, a inne do niczego.
ja tam zawsze polecam rodzimego pascala, który w większości przypadków jest tłumaczeniem lonely planet albo rough guide, lub te ostatnie w przypadku gdy tłumaczenia brak.
nasz rodzimy rynek jest natomiast wyjątkowo ubogi jeśli chodzi generalnie o travel writing. blizsze rejony doczekały się wprawdzie przewodników napisanych przez polaków (wydawnictwa bezdroża i globtroter), ale z egzotyka jest dość cienko. o relacjach nawet nie wspominam. poza cejrowskim, pawlikowską, pałkiewiczem i kilkoma innymi nazwiskami na rynku pustki... -
co do tego nie mam wątpliwości:-) no i jeszcze szczęście... bo nie umiejętności:-)
-
dino... cheers mate:-)
-
to zupełnie tak jak ja!! właśnie dlatego chciałbym tam pojechać:-)
-
a to tylko zatoka!!!
-
co ja będę gadał:-) sprawdź co przegapiłeś (i ja w większości też:-) http://www.cardiffbay.co.uk/attractions.html