Otrzymane komentarze dla użytkownika slawannka, strona 593
Przejdź do głównej strony użytkownika slawannka
-
trzymam kciuki bardzo mocno!
-
Właśnie, Sławo, to sztuka znaleźć kogoś takiego, ale ja nie ustaję w wysiłkach. Na razie na krajowe wyprawy pokrewną duszę udało mi się znaleźć, czas pokaże, czy wyjdzie w praniu :)
-
Mam chili, mam chili, mam! :))))
-
Kanguria, dzięki ogromne, cieszę się że przeczytałaś Sycylię i Pantellerię też, dzięki za plusiory!
Z tym podróżowaniem samotnie to jest tak - z jednej strony, w zgodzie z moim mottem (meglio soli che mal accompagnati, czyli lepiej samemu niż w złym towarzystwie), podróżowanie w samotności daje więcej wolności, samodzielności, swobody podejmowania decyzji. Z drugiej strony (zgodnie z moim drugim mottem, że wszystko ma swoje dobre i złe strony), brak tego kogoś komu można przekazać emocje. Ale ten ktoś musiałby być taki sam, a jak takiego znaleźć... Z jednej strony, kusi, żeby pojechać z kimś, ale z drugiej, strach, że ten ktoś okaże się nie tym kimś, że zamiast pomóc, przeszkodzi, albo, co gorsza, ja będę czuła że przeszkadzam i to mi popsuje całą frajdę... Dlatego podróżuję samotnie nie tyle z chęci samotnego podróżowania, ale z konieczności.
Ja po drodze tysiące razy gadałam do siebie, a w miejscach bezludnych również krzyczałam. Rozmawiałam ze skałami, z morzem, z domami, z roślinami, a nawet z samochodami i motorino. Brakowało mi tylko rozmawiania z ludźmi, i to nie dlatego że z nimi nie chciałam rozmawiać, ale dlatego że po prostu, trochę mi trudno zacząć rozmowę. I tego mi szkoda.
-
Arnoldzie, ale zawsze można przeczytać, i obejrzeć jeszcze raz, tym razem od początku do końca! ;)
DZIĘKUJĘ!!!! A, i proszę:)
-
ma che Roma, Noto, eh!
-
dobra dobra! A kto by zdjęcie robił? :)
-
się wkomponowała;)
-
a no właśnie, i takie było zamierzenie autora niniejszej fotografii, przepraszam, zdjęcia;)
-
najlepiej śmiać się i płakać - moja zasada mówi, że wszystko ma swoje plusy i minusy...
W świecie, gdzie nie wszystkie zniszczenia wojenne zostały odbudowane w centrum miasta (patrz Palermo), gdzie ma się do czynienia z klęską nadmiaru zabytków (i brakiem kasy na ich restaurację i dbanie o nie) i gdzie jedno z głównych zadań edukacyjnych polega na wytłumaczeniu ludziom, że dobro społeczne to ich dobro i trzeba o nie dbać tak samo jak o własne* (a przecież tam zawsze dobro tzw społeczne było w obcych rękach, więc się je traktowało jak obce, wraże) - w tym świecie trzeba chyba się cieszyć, jeśli odbudowuje się na razie fasady, bo to znaczy że idzie ku lepszemu... Najpierw fasady a potem pójdzie i reszta...
*Na Sycylii prowadzona jest akcja pt Adoptuj zabytek. Prowadzi się ją głównie wśród młodzieży, chodzi o wychowanie ludzi, którzy mają świadomość związku z dobrami narodowymi jako własnymi w odróżnieniu od starszych, którzy uważają za swoje wnętrze własnego domu, i tam mają czyściutko i ładnie, a to co na zewnątrz jest obce i o to się nie dba... Sycylia to ogromnie skomplikowana sprawa...
-
trzymam kciuki bardzo mocno!
-
Właśnie, Sławo, to sztuka znaleźć kogoś takiego, ale ja nie ustaję w wysiłkach. Na razie na krajowe wyprawy pokrewną duszę udało mi się znaleźć, czas pokaże, czy wyjdzie w praniu :)
-
Mam chili, mam chili, mam! :))))
-
Kanguria, dzięki ogromne, cieszę się że przeczytałaś Sycylię i Pantellerię też, dzięki za plusiory!
Z tym podróżowaniem samotnie to jest tak - z jednej strony, w zgodzie z moim mottem (meglio soli che mal accompagnati, czyli lepiej samemu niż w złym towarzystwie), podróżowanie w samotności daje więcej wolności, samodzielności, swobody podejmowania decyzji. Z drugiej strony (zgodnie z moim drugim mottem, że wszystko ma swoje dobre i złe strony), brak tego kogoś komu można przekazać emocje. Ale ten ktoś musiałby być taki sam, a jak takiego znaleźć... Z jednej strony, kusi, żeby pojechać z kimś, ale z drugiej, strach, że ten ktoś okaże się nie tym kimś, że zamiast pomóc, przeszkodzi, albo, co gorsza, ja będę czuła że przeszkadzam i to mi popsuje całą frajdę... Dlatego podróżuję samotnie nie tyle z chęci samotnego podróżowania, ale z konieczności.
Ja po drodze tysiące razy gadałam do siebie, a w miejscach bezludnych również krzyczałam. Rozmawiałam ze skałami, z morzem, z domami, z roślinami, a nawet z samochodami i motorino. Brakowało mi tylko rozmawiania z ludźmi, i to nie dlatego że z nimi nie chciałam rozmawiać, ale dlatego że po prostu, trochę mi trudno zacząć rozmowę. I tego mi szkoda. -
Arnoldzie, ale zawsze można przeczytać, i obejrzeć jeszcze raz, tym razem od początku do końca! ;)
DZIĘKUJĘ!!!! A, i proszę:) -
ma che Roma, Noto, eh!
-
dobra dobra! A kto by zdjęcie robił? :)
-
się wkomponowała;)
-
a no właśnie, i takie było zamierzenie autora niniejszej fotografii, przepraszam, zdjęcia;)
-
najlepiej śmiać się i płakać - moja zasada mówi, że wszystko ma swoje plusy i minusy...
W świecie, gdzie nie wszystkie zniszczenia wojenne zostały odbudowane w centrum miasta (patrz Palermo), gdzie ma się do czynienia z klęską nadmiaru zabytków (i brakiem kasy na ich restaurację i dbanie o nie) i gdzie jedno z głównych zadań edukacyjnych polega na wytłumaczeniu ludziom, że dobro społeczne to ich dobro i trzeba o nie dbać tak samo jak o własne* (a przecież tam zawsze dobro tzw społeczne było w obcych rękach, więc się je traktowało jak obce, wraże) - w tym świecie trzeba chyba się cieszyć, jeśli odbudowuje się na razie fasady, bo to znaczy że idzie ku lepszemu... Najpierw fasady a potem pójdzie i reszta...
*Na Sycylii prowadzona jest akcja pt Adoptuj zabytek. Prowadzi się ją głównie wśród młodzieży, chodzi o wychowanie ludzi, którzy mają świadomość związku z dobrami narodowymi jako własnymi w odróżnieniu od starszych, którzy uważają za swoje wnętrze własnego domu, i tam mają czyściutko i ładnie, a to co na zewnątrz jest obce i o to się nie dba... Sycylia to ogromnie skomplikowana sprawa...