Żeby obraz Black Mountains był pełny, trzeba jeszcze wybrać się na wschodnią stronę pasma.

Znaną już wąską, krętą, obsadzoną dwumetrowym żywopłotem drogą z Hay-on-Wye docieramy do górskiej krzyżówki. Tym razem, choć wspomnienie Gospel Pass i Doliny Ewyas może utrudniać podjęcie decyzji, trzeba skręcić na wschód, do Anglii.

Te okolice są zdecydowanie mniej znane i rzadziej odwiedzane przez turystów niż środkowa i zachodnia część Czarnych Gór. Ale stwierdzenie, że są nieatrakcyjne byłoby krzywdzące. Na pewno są nieco inne: mniejsze, ciaśniejsze, na swój sposób mroczne, niepokojące i niemal zupełnie bezludne. Wciąż jednak jest tu kilka osad, do których warto zajrzeć.

Craswall, pierwsza z nich, zaczyna się znakiem tuż rozstajem dróg i ciągnie przez kilka kilometrów... pustkowia. Oficjalnie w parafii Craswall (parafia to najmniejsza jednostka terytorialna Wielkiej Brytanii) mieszka około sto pięćdziesiąt osób, ale trudno w to uwierzyć. Co ciekawe, jeszcze kilka wieków temu Craswall opisywano jako township, czyli jeszcze nie miasteczko, ale na pewno nie wieś, a już zdecydowanie nie to, czym jest dziś.

Wiązało się to zapewne z sąsiedztwem Craswall Priory - klasztoru założonego w latach trzydziestych trzynastego wieku przez zakon grandmontanów. Był to jeden z zaledwie trzech domów tej reguły na Wyspach i, generalnie, jeden z niewielu poza Francją. W Czarne Góry sprowadził ich i zabezpieczył hojnymi nadaniami ziemskimi Walter de Lacy - wpływowy lord z Ewyas Harold. Skromne dokumenty i jeszcze skromniejsze ruiny wskazują, że fortuna francuskim zakonnikom sprzyjała. Do czasu. Po wojnie stuletniej, w 1462 roku, zakon grandmontanów, jak wszystkie zakony związane z Francją, rozwiązano a majątek skonfiskowano na rzecz korony.

Prawdopodobnie jedyną pamiątką po mnichach z Grandmont jest kościół datowany na czternasty-piętnasty wiek, poświęcony Świętej Marii. Dedykacja ta jest właściwie jedyną poszlaką, bo wszystkie kościoły grandmontanów oddawano pod opiekę Marii. Ale ani ciężka, prosta bryła, ani surowe wnętrza Saint Mary's Church nie dostarczają szczególnych emocji. Chociaż całość - dzikie pustkowie, zapuszczony cmentarz i stare, drążone pruchnicą wieków mury świątyni - wydziela delikatną i przyjemną woń nostalgii.

Kilka kilometrów na południe, na grzbiecie rozdzielającym doliny Olchon i Monnow, leży kolejna wieś-widmo - Llanveynoe. Już sama nazwa dostarcza właściwie wszystkich potrzebnych informacji na jej temat. Przede wszystkim, choć dziś leży w Anglii, jej korzenie tkwią w Walii. Dość głęboko, bo sięgają mroków wczesnego średniowiecza.

Walijskie słowo "llan" - pierwszy człon nazwy - często tłumaczone w uproszczeniu jako "kościół", oznacza tak naprawdę wspólnotę lub osadę zbudowaną wokół kościoła. Przy czym znów, kościół nie musiał oznaczać konkretnej budowli w dzisiejszym rozumieniu. Nierzadko była to po prostu chata mnicha-misjonarza. Wspólnoty takie powstawały w Walii masowo w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia, okresie znanym jako "Era Świętych". Stąd na mapie Walii blisko połowa wszystkich miejscowości ma w nazwie "llan". Co zdecydowanie nie ułatwia podróżowania po tym kraju.

Drugi człon tradycyjnych walijskich nazw z "llan", odnosi się natomiast do założyciela lub patrona danego "kościoła". I tu zaczynają się problemy. Część imion stosunkowo łatwo zidentyfikować. Choćby (Llan)bedr czy (Llan)ddewi - odpowiednio święci Piotr i Dawid. Ale nad innymi, jak Cadoc z Llangattock, Ellyw z Llanelieu, czy Beuno z Llanveynoe trzeba się pogłowić.

Ten ostatni założył swój "llan" w Czarnych Górach na początku siódmego wieku. Być może już wtedy zbudowano tu jakąś świątynię, bo trzynastowieczne kroniki wspominają o przebudowie tutejszego kościoła. Kolejna miała miejsce dopiero w dziewiętnastym wieku i... zupełnie pozbawiła go charakteru. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W czasie prac remontowych, na kościelnym dziedzińcu odkopano niezwykły kamienny krzyż. Ma niewiele ponad półtora metra wysokości, bardzo krótkie ramiona i najprawdopodobniej pochodzi z czasów sprzed normańskiego podboju, czyli ma co najmniej tysiąc lat.

Dwa inne celtyckie krzyże, a dokładniej kamienne bloki z wyrzeźbionymi krzyżami, datowane na szósty-siódmy wiek (!!!), znaleźć można wewnątrz skromnego kościoła, wmurowane w południową ścianę. Jeden z nich ozdabia prymitywna i zabawnie naiwna postać ukrzyżowanego Jezusa. Na drugim, wokół prostego krzyża wyryto nierozszyfrowane inskrypcje. Aż trzy takie skarby w jednym miejscu to prawdziwa rzadkość! Warta zboczenia z utartych szlaków, których i w tych stronach kilka się znajdzie.

  • Okolice Craswall
  • Kościół Świętej Marii w Craswall
  • Kościół Świętej Marii w Craswall
  • Kościół Świętego Beuno w Llanveynoe
  • Olchon Valley i Black Hill
  • Dzikie owce atakują w Llanveynoe
  • Wczesnośredniowieczne krzyże w Llanveynoe