Niestety padało, więc nie zobaczyliśmy w Sydney tyle, ile chcieliśmy. Niemniej jednak trochę się udało:
1. Opera
Jest oszałamiająco pięknym budynkiem, szczególnie, gdy lśni w pełnym słońcu i gdy patrzy się na nią z promu. Zawsze pełno przed nią ludzi; wszyscy uwielbiają tu przychodzić. W jednym z żagli opery znajduje się restauracja ze szklanymi ścianami, z której roztacza się niesamowity widok. A schody... ach wyobrażam sobie siebie, w czerwonej sukni z trenem, zbiegającą po tych schodach. Marzenie... Zwiedziliśmy tez operę od wewnątrz i tu mamy problem. Opera nie jest (z braku środków) wykończona w środku i ma ściany jak bunkier. Owszem, sale są zrobione i wyglądają bosko, ale poza nimi wnętrze sprawia wrażenie nieco ponure.
2. Taronga Zoo
Do Zoo płynie sie promem, a potem wjeżdża się kolejką linową. Widoki są fantastyczne i wszystkim gorąco polecamy taką wycieczkę - można tam spędzić cały dzień. W ogrodzie są oczywiście misie koala! Są także żyrafy, które mają najlepszy wybieg na świecie - z widokiem na zatokę z Operą i mostem.
3. Wieża telewizyjna - Sydney Tower
Po wjechaniu windą na górę, człowiek pada z zachwytu. Widać całe Sydney, całą zatokę i krystaliczną, lśniącą wodę w porcie. Można także zjeść lunch w obracającej się restauracji. Nie mieliśmy tej przyjemności z prozaicznej przyczyny - było tam drogo, a tańszy bar obrotowy był w remoncie. Niemniej jednak wyobrażam sobie, że widok jest super.
4. The Rocks
Starówka Sydney. Właściwie nie jest to starówka, ale jest to najstarsza, portowa dzielnica Sydney. Trafiliśmy akurat na festyn połączony z targiem. Bardzo fajne miejsce, mnóstwo kawiarenek, pubów i najstarszy budynek w Australii: stara chata, przypominająca mi nieco budę :) Pochodzi z XIX wieku i Australijczycy ją wręcz czczą. Szczerze - nic wyjątkowego.
5. Harbour Bridge
Most królujący nad zatoką jest bardzo charakterystyczny. Razem z operą tworzy taki element panoramy Sydney, bez którego czegoś by brakowało. Pięknie wygląda przy zachodzie słońca. Można się na niego wspiąć, jednak nie zdążyliśmy tego zrobić.
6. Oceanarium
Przy Darling Harbour jest budynek, o który zdecydowanie warto zahaczyć. Mieści się w nim oceanarium (Sydney Aquarium), w którym można zobaczyć foki grzejące się w słońcu lub przejść się tunelem podwodnym, a wokół pływają rekiny i płaszczki. Obok jest także Wildlife Park, w którym można zobaczyć kilka fajnych żmijek, jaszczurek, kolczatek, no i ponownie MISIE!
7. Kirribilli
To elegancja dzielnica, do której łatwo dopłynąć promem. Świetny punkt widokowy na zatokę. Mieści się tam m.in. rezydencja premiera. Zdecydowanie warto spędzić tam niejeden zachód słońca.
8. Circular Quay
Ważne miejsce w Sydney - stąd odpływają promy, jest stacja kolejki/metra i przemieszcza się tędy mnóstwo Australijczyków. Zawsze tłumy. Stąd możecie dopłynąć do Taronga Zoo, Kirribilli czy plaży Manly.
9. Bondi Beach
Najsłynniejsza chyba plaża w Australii. Dobra fala, mnóstwo turystów i kultura surferska. A przy tym muzyka imprezowa cały dzień z głośników, mnóstwo knajpek z owocami morza i ciuchami surferskimi, szkółki surfingowe, hostele i kwatery. Jest też niesamowity basen na skale, który skłonił nas do zastanowienia, czy nie jest to przypadkiem najpiękniejszy basen, jaki widzieliśmy. Można z niego zejść prosto do oceanu.
10. Royal Botanic Gardens
Tu też jest punkt widokowy na zatokę. Tu mieliśmy nocą spotkanie z oposem, który swoim pasiastym ogonem przegrodził nam ścieżkę i skierował ku nam zew krwi. I wiecie, że nieco się baliśmy, jak tak błyskał oczyskami?
11. Queen Victoria Building
Galeria handlowa, ale jaka! Stary budynek, w środku sama elegancja i nastrój świąteczny. Choinka z bombkami, gdy na zewnątrz upał? Hmmmmm.
12. Samo Sydney
Przejdźcie się koniecznie ulicami Sydney. George Street, King Street, Market Street, chińska dzielnica, Rocks. I wiele innych. Popatrzcie na codzienne życie Aussies, przejedźcie się jednotorową kolejką Monorail. Sydney jest piękne, kolorowe, ludzie żyją szybko, jak przystało na metropolię, a jednocześnie czymś normalnym jest, że elegancki biznesmen z aktówką zaczepi was na ulicy, gdy tak stoicie z mapą, jak sieroty, i zapyta, czy może w czymś pomóc, czy się zgubiliśmy, skąd jesteśmy, itp. Ludzie są zdecydowanie mniej zestresowani, uśmiechają się do siebie i są naprawdę serdeczni, zgodnie z regułą "no worries". Pewnym wyjątkiem była ekipa z naszego hostelu (Ambassador - nie polecamy!), jednak ogólnie jest cudownie. Tak cudownie, że dopiero, gdy zerknęliśmy na datę nadrukowaną na bilecie do wnętrza opery, zorientowaliśmy się, że następnego dnia wracamy. Bu.