Wałęsałem się ponad godzinę, aż dotarłem do pomnika Kolumba. Ruszyłem dalej ku nabrzeżu i usiadłem na stopniach zapadających się w mroczne wody, tuż obok przystani dla motorówek. Ktoś widocznie wykupił nocną wycieczkę, bo nad wodą portowego basenu unosiła się procesja świateł, zza której słychać było śmiechy i muzykę. Przypomniały mi się dni, kiedy z ojcem płynęliśmy wynajętą łodzią na koniec cypla. Stamtąd można było zobaczyć cmentarz na zboczu Montjuic i bezkresne miasto umarłych.
„Cień wiatru” Carlos Ruiz Zafón