Podróż Lwów - tuż za miedzą - Granica



2010-04-07

Granicę przekraczamy w Medyce. Omijając kolejkę wjeżdżamy na parking przy samym przejściu i porzucamy bolid na niemal cztery dni. Stawka niewygórowana - 6 PLN za dobę.

Z plecakami na grzbiecie zasuwamy do odprawy. Polska - błyskawicznie, zero pytań i zbędnych formalności. Ukraińska - już dała nam odczuć, że tu jednak jest nieco inaczej. Najpierw kolejka, której w zasadzie mogłoby nie być. Raptem kilkanaście osób, głównie starsze panie wracające z zakupów w RP. Tyle, że zamiast stanąć spokojnie w kolejce, wszyscy pchają się do celników, jakby chcąc wymusić na nich szybszą pracę. Mam jednak wrażenie, że spokojnie oczekując na swoją kolej, granicę przekroczyliby szybciej i w bardziej przyjaznej atmosferze. 

Sam celnik trafił się nam skrupulatny. Najpierw skrupulatnie sprawdzał paszporty i karty wjazdowe (takie kwity, które trzeba wypełnić Bóg wie po co), potem dopytywał się po co jedziemy i gdzie się zatrzymamy. Czy mamy rezerwację? Czy czasem nie planujemy wywozu papierosów tudzież dzieł sztuki (zwłaszcza nasz siedmiolatek musiał sprawiać wrażenie przemytnika :) )? No ale cóż, takaja robota...

W sumie po ok. pół godzinie jesteśmy na Ukrainie. Jeszcze 200-300 metrów i wsiadamy do autobusu. Jako, że bezpośredni do Lwowa właśnie nam uciekł, wskakujemy do pojazdu jadącego do Mościsk. Cena biletu: 3 hrywnie (ok. 1 PLN)