Komentarze użytkownika s.wawelski, strona 1532
Przejdź do głównej strony użytkownika s.wawelski
-
Jeszcze jedno: "zbyt dlugi lot przez Atlantyk..." Jak sie pare razy przelecisz przez Pacyfik, to z przyjemnoscia bedziesz wspominal "dlugie" loty nad Atlantykiem :-))
-
No dobra, przeczytalem malo, ale uwaznie! Na razie pierwszy ustep. Aska, Kaska... Od razu mi sie spodobalo...
Ja jakos tego zanieczyszczenia az tak nie odczulem w MC :-) Ale podobno rzeczywiscie jest... Powiem nawet, ze miasto zrobilo na mnie lepsze wrazenie niz 8 lat temu. Poza tym teraz peso juz jest 13 za 1 USD :-)
Przygoda z hotelem w Queretaro przypomina mi podobna przygode w Darwin pare lat temu. Skonczylo sie happy endem, ale poczula to nasza kieszen. Nawet nie chce tu cytowac jak bardzo :-) Dlatego staramy sie na wszelki wypadek rezerwowac hotel naprzod :-)
Do tekstu jeszcze bede wracal :-)
Na razie :-)
-
Witaj w "Klubie 7 Kontynentow" :-)
-
Nie az taki przypadek: jak ja to czasami mowie: szczescie sprzyja odwaznym... :-) O powodzeniu takich zdjec decyduje rowniez spryt i doswiadczenie! Choc musze sie pochwalic, ze ja tez ma pare delfinow :-) Choc nie az tak czysto uchwyconych... Super!
-
Przyznam sie szczerze, ze stale sobie obiecuje, ze choc partiami dokladnie sobie poczytam Twoja Zfieszu relacje, bo zaczyna sie bardzo obiecujaco, i za kazdym razem brak mi czasu by tam zajrzec... Rozumiesz chyba to uczucie: najpierw rachunki i rezerwacje hotelu na nastepne dni, listy do najblizszych, ze jeszcze zyjemy, krotki rzut okiem na ewentualne plusy... :-))) i juz trzeba sie wylogowywac...:-)
Jestem Ci wdzieczny za rade z wycieczka do Tequili. Bo wlasnie z zona dlugo sie zastanawialismy czy pojechac samochodem czy z wycieczka. Ostatecznie podjelismy decyzje, ze z wycieczka i argumentem byly ewentualne degustacje... wiec mnie uspokoiles, ze podjelismy dobra decyzje :-))
Zalaczam jeszcze pare najnowszych wrazen:
Dzis dotarlismy do Guadalajara - II co do wielkosci miasto w Meksyku, miasto historia, ktore zyje pelna piersia! Dosc powiedziec - najbardziej muzyczne w calym kraju, a pewnie i nie tylko... Po przejechaniu w ciagu 3 ostatnich dni blisko 1500 km jestesmy nieco znuzeni i de facto zwiedzanie odlozylismy na nastepne pare dni. Tak wiec cofne sie raczej pare dni wstecz...
Creel w Barranca del Cobre zatrzymalismy sie 2 dni a nastepnie wsiedlismy do tego samego pociagu i wrocilismy okolo 2 godziny naszej trasy w strone Los Mochis. Jakos ani z biletu ani z rozkladu jazdy niezbyt jasno nie wynikalo gdzie mamy wysiasc aby spotkac sie z oczekujacym na sas samochodem, ktory mialby nas zawiesc do hotelu. Konduktor tez jakos mgliscie nam to tlumaczyl... Wysiedlismy na nastepnym przystanku Divisadero, ale majac jakies przeczucie nie odeszlismy od pociagu, tylko ja zostalem z bagazem a Mariola poszla sprawdzic czy ktos na nas czeka. I byla to sluszna decyzja, bo powinnismy jednak wysiasc na drugim przystanku, wiec zaladowalismy sie z powrotem... Pociag sapiac podciagnal jeszcze kilkudziesiecioma serpentynami nad urwiskami i po 15 minutach wysiedlismy na malym przystanku.
Nasz hotel okazal sie jak zamkiem z bajki - polozony byl nad przepascia kanionu, a z naszego okna rozposcieral sie zapierajacy dech w piersiach widok!! Przez 2 dni robilismy kilkugodzinne wycieczki wzdluz krawedzi. Raz zeszlismy do widocznej z naszego okna malej osady Indian Tarahumara malowniczo polozonej na skalnej polce nad przepascia ot taka Napowietrzna Wioska cos jak z Verne´go (tyle, ze nie w koronach drzew :-)) Kilometr obok byla z kolei "Wioska pod wiszaca skala"... Maja ludzie pomysly nad znajdywaniem sobie miejsc na domostwa. Tarahumara i Huichol to troche tak jak panstwo w panstwie...
Trzecim miejscem w Barranca byl przystanek Bahuichivo, z ktorego jeszcze jechalismy 30 km w dol kanionu do oderwanego od codziennosci pueblo Cerocahui... Hotel miescil sie w starej misji jezuickiej obok 250-letniego kosciolka. Na drugi dzien wybralismy sie z miejscowym rancherem na konna wycieczke pod jeden z wodospadow w okolicy. Mialo byc "tranquilo"... Tymczasem po godzinnej jezdzie przez zielone laki weszlismy do subtropikalnej puszczy i zaczelismy sie pìac waska sciezka nad urwiskami, pozniej w podobnych warunkach schodzic w dol, przechodzic przez potok, krazyc wsrod glazow... Smierc w oczach! Zwlaszcza dla malo doswiadczonych jezdzcow jak my :-) Od czasu do czasu Juan bral nasze konie za uzde i krok po kroku prowadzil po skalnej sciezce nad stromym urwiskiem caly czas nas zapewniajac, ze jest "bueno y tranquilito". Ufff!! Chyba sie domyslasz jak bardzo nam smakowala Margaritka po takiej wycieczce :-) Ale z tego wszystkiego zapomnialem dodac, ze wodospad byl wart tego wysilku :-)
Po 2 dniach wsiedlismy do raz n-ty do pociagu i tym razem wysiedlismy dopiero w Los Mochis. Najpiekniejszy odcinek jest wlasnie miedzy Bahuichivo a El Fuerte i mimo, ze juz tedy jechalem pare dni wczesniej to nie moglem sie i tym razem oprzec abe nie przejechac tego odcinka w przejsciu miedzy wagonami, skad jest lepszy widok... Calosc tylko popsul fakt, ze z blizej nie wiadomych przyczyn ostatni 70-kilometrowy odcinek po plaskim pociag jechal rowne 3 godziny - prawie jak na Madagaskarze i na miejscu bylismy dopiero po 23:00. A tu rano trzeba sie bylo zrywac, bon chcielismy jak najwczesniej dotrzec do Mazatlan. Tu zatrzymalismy sie na jedna noc w znanym nam juz hotelu i dzis rano wyruszylismy do Guadalajara...
-
Dziekuje Wam wszystkim za mile wpisy i komentarze. Ciesze sie, ze sie nie zrazacie moja obecnie zadka obecnoscia na Kolumberze, ale nie zawsze mam dostep do internetu, a gdy mam to w koncu musze zwiedzac Meksyk a nie siedziec przy komputerze :-))
Wlasnie wrocilem z Barranca pociagiem, ktory, mimo, ze ekspres, to wlokl sie ostatnie 70 km po plaskim terenie 3 godziny. Juz glucha noc, a jutro mnie czeka dlugi skok samochodem do Mazatlan, a nastepnego dnia do Guadalajara... Skrobne cos znowu z przyjemnoscia jak tylko czas na to pozwoli...
Lacze przepasciste pozdrowienia... :-))
-
Dino, gratuluje!!! Nie pozalujesz! :-)) Juz Ci zazdroszcze tej wyprawy... Napewno zrobisz wspaniale zdjecia!
-
A my... dalej przemiarzamy Meksyk... Ten kraj jest tak wielki i roznorodny, ze w zasadzie gdyby to bylo kilka np. 7 osobnych krajow, to i tak kazdy bylby odrebny i niezwykle ciekawy. Po 3 dniach w Mazatlan zrobilismy nastepny duzy skok - 450 km do Los Mochis. Tu udalo nam sie jeszcze tego samego dnia zaaranzowac bilety kolejowe do Creel lezacym na koncowej krawedzi wiekiego kanionu Barranca del Cobre i 6 noclegow w roznych miejscach Barranca.
O ile trasa samochodowa byla bez wiekszych wydarzen, ot po prostu w miare plaska droga wzdluz Morza Corteza, to trasa kolejowa przerosla nasze oczekiwania jesli chodzi o atrakcyjnosc. Nie nadarmo uchodzi ona za jedna z najbardziej spektakularnych tras kolejowych na swiecie. Blisko 50 tuneli, 100 mostow i roznica poziomow 2400 m robi swoje. Jazda trwala 10 godzin (410 km) i z wyjatkiem pierwszego dosc plaskiego odcinka, ktory trwal 4 godziny, reszta przypominala jazde miniaturowym pociagiem po jakiejsc fantastycznej makiecie, gdzie pod spodem i nad nami widzielismy tor kolejowy, po ktorym po kilkunastu minutach sami jechalismy. Stosunkowo krotki pociag ciagnely 2 lokomotywy diesla nad przepasciami wcinajac sie setkami kretych serpentyn wzdluz stromych zboczy...
Dzis, ochlonawszy co nieco po wczorajszej podrozy wynajelismy samochod z kierowca znajacym teren i pojechalismy na kilkugodzinna przejazdzke po okolicy. Podjechalismy waskim wawozem do przepieknego wodospadu majacego okolo 50 m wysokosci a takze przygladalismy sie z bliska zyciu Indian Tarahumara - niektorzy wciaz mieszkaja w jaskiniach, tak jak setki lat temu... Ich jezyk brzmi niezwykle. Kupiwszy pare pamiatek od dwoch sympatycznych Indianek, zapytalismy jak w ich jezyku zabrzmi pare typowych slow czy fraz i gdy probowalem powtorzyc to obie wybuchaly smiechem za kazdym razem :-)
Creel jest naszym najdalszym punktem podrozy i od jutra rozpoczniemy juz powolny powrot...
-
Ja tez tak chcialem krzyknac :-))
-
Cala przyjemnosc po moje stronie. A w ogole to milo jest podrozowac "razem" z przyjaciolmi, chocby tylko internetowo... :-)
W Mazatlan otrzymalismy juz swoja porcje kapieli parowych i w srode wyroszamy dalelej na polnoc do Los Mochis a stamtad do Barranca del Cobre...
Pozdrowienia :-))
-
Jeszcze jedno: "zbyt dlugi lot przez Atlantyk..." Jak sie pare razy przelecisz przez Pacyfik, to z przyjemnoscia bedziesz wspominal "dlugie" loty nad Atlantykiem :-))
-
No dobra, przeczytalem malo, ale uwaznie! Na razie pierwszy ustep. Aska, Kaska... Od razu mi sie spodobalo...
Ja jakos tego zanieczyszczenia az tak nie odczulem w MC :-) Ale podobno rzeczywiscie jest... Powiem nawet, ze miasto zrobilo na mnie lepsze wrazenie niz 8 lat temu. Poza tym teraz peso juz jest 13 za 1 USD :-)
Przygoda z hotelem w Queretaro przypomina mi podobna przygode w Darwin pare lat temu. Skonczylo sie happy endem, ale poczula to nasza kieszen. Nawet nie chce tu cytowac jak bardzo :-) Dlatego staramy sie na wszelki wypadek rezerwowac hotel naprzod :-)
Do tekstu jeszcze bede wracal :-)
Na razie :-)
-
Witaj w "Klubie 7 Kontynentow" :-)
-
Nie az taki przypadek: jak ja to czasami mowie: szczescie sprzyja odwaznym... :-) O powodzeniu takich zdjec decyduje rowniez spryt i doswiadczenie! Choc musze sie pochwalic, ze ja tez ma pare delfinow :-) Choc nie az tak czysto uchwyconych... Super!
-
Przyznam sie szczerze, ze stale sobie obiecuje, ze choc partiami dokladnie sobie poczytam Twoja Zfieszu relacje, bo zaczyna sie bardzo obiecujaco, i za kazdym razem brak mi czasu by tam zajrzec... Rozumiesz chyba to uczucie: najpierw rachunki i rezerwacje hotelu na nastepne dni, listy do najblizszych, ze jeszcze zyjemy, krotki rzut okiem na ewentualne plusy... :-))) i juz trzeba sie wylogowywac...:-)
Jestem Ci wdzieczny za rade z wycieczka do Tequili. Bo wlasnie z zona dlugo sie zastanawialismy czy pojechac samochodem czy z wycieczka. Ostatecznie podjelismy decyzje, ze z wycieczka i argumentem byly ewentualne degustacje... wiec mnie uspokoiles, ze podjelismy dobra decyzje :-))
Zalaczam jeszcze pare najnowszych wrazen:
Dzis dotarlismy do Guadalajara - II co do wielkosci miasto w Meksyku, miasto historia, ktore zyje pelna piersia! Dosc powiedziec - najbardziej muzyczne w calym kraju, a pewnie i nie tylko... Po przejechaniu w ciagu 3 ostatnich dni blisko 1500 km jestesmy nieco znuzeni i de facto zwiedzanie odlozylismy na nastepne pare dni. Tak wiec cofne sie raczej pare dni wstecz...
Creel w Barranca del Cobre zatrzymalismy sie 2 dni a nastepnie wsiedlismy do tego samego pociagu i wrocilismy okolo 2 godziny naszej trasy w strone Los Mochis. Jakos ani z biletu ani z rozkladu jazdy niezbyt jasno nie wynikalo gdzie mamy wysiasc aby spotkac sie z oczekujacym na sas samochodem, ktory mialby nas zawiesc do hotelu. Konduktor tez jakos mgliscie nam to tlumaczyl... Wysiedlismy na nastepnym przystanku Divisadero, ale majac jakies przeczucie nie odeszlismy od pociagu, tylko ja zostalem z bagazem a Mariola poszla sprawdzic czy ktos na nas czeka. I byla to sluszna decyzja, bo powinnismy jednak wysiasc na drugim przystanku, wiec zaladowalismy sie z powrotem... Pociag sapiac podciagnal jeszcze kilkudziesiecioma serpentynami nad urwiskami i po 15 minutach wysiedlismy na malym przystanku.
Nasz hotel okazal sie jak zamkiem z bajki - polozony byl nad przepascia kanionu, a z naszego okna rozposcieral sie zapierajacy dech w piersiach widok!! Przez 2 dni robilismy kilkugodzinne wycieczki wzdluz krawedzi. Raz zeszlismy do widocznej z naszego okna malej osady Indian Tarahumara malowniczo polozonej na skalnej polce nad przepascia ot taka Napowietrzna Wioska cos jak z Verne´go (tyle, ze nie w koronach drzew :-)) Kilometr obok byla z kolei "Wioska pod wiszaca skala"... Maja ludzie pomysly nad znajdywaniem sobie miejsc na domostwa. Tarahumara i Huichol to troche tak jak panstwo w panstwie...
Trzecim miejscem w Barranca byl przystanek Bahuichivo, z ktorego jeszcze jechalismy 30 km w dol kanionu do oderwanego od codziennosci pueblo Cerocahui... Hotel miescil sie w starej misji jezuickiej obok 250-letniego kosciolka. Na drugi dzien wybralismy sie z miejscowym rancherem na konna wycieczke pod jeden z wodospadow w okolicy. Mialo byc "tranquilo"... Tymczasem po godzinnej jezdzie przez zielone laki weszlismy do subtropikalnej puszczy i zaczelismy sie pìac waska sciezka nad urwiskami, pozniej w podobnych warunkach schodzic w dol, przechodzic przez potok, krazyc wsrod glazow... Smierc w oczach! Zwlaszcza dla malo doswiadczonych jezdzcow jak my :-) Od czasu do czasu Juan bral nasze konie za uzde i krok po kroku prowadzil po skalnej sciezce nad stromym urwiskiem caly czas nas zapewniajac, ze jest "bueno y tranquilito". Ufff!! Chyba sie domyslasz jak bardzo nam smakowala Margaritka po takiej wycieczce :-) Ale z tego wszystkiego zapomnialem dodac, ze wodospad byl wart tego wysilku :-)
Po 2 dniach wsiedlismy do raz n-ty do pociagu i tym razem wysiedlismy dopiero w Los Mochis. Najpiekniejszy odcinek jest wlasnie miedzy Bahuichivo a El Fuerte i mimo, ze juz tedy jechalem pare dni wczesniej to nie moglem sie i tym razem oprzec abe nie przejechac tego odcinka w przejsciu miedzy wagonami, skad jest lepszy widok... Calosc tylko popsul fakt, ze z blizej nie wiadomych przyczyn ostatni 70-kilometrowy odcinek po plaskim pociag jechal rowne 3 godziny - prawie jak na Madagaskarze i na miejscu bylismy dopiero po 23:00. A tu rano trzeba sie bylo zrywac, bon chcielismy jak najwczesniej dotrzec do Mazatlan. Tu zatrzymalismy sie na jedna noc w znanym nam juz hotelu i dzis rano wyruszylismy do Guadalajara... -
Dziekuje Wam wszystkim za mile wpisy i komentarze. Ciesze sie, ze sie nie zrazacie moja obecnie zadka obecnoscia na Kolumberze, ale nie zawsze mam dostep do internetu, a gdy mam to w koncu musze zwiedzac Meksyk a nie siedziec przy komputerze :-))
Wlasnie wrocilem z Barranca pociagiem, ktory, mimo, ze ekspres, to wlokl sie ostatnie 70 km po plaskim terenie 3 godziny. Juz glucha noc, a jutro mnie czeka dlugi skok samochodem do Mazatlan, a nastepnego dnia do Guadalajara... Skrobne cos znowu z przyjemnoscia jak tylko czas na to pozwoli...
Lacze przepasciste pozdrowienia... :-)) -
Dino, gratuluje!!! Nie pozalujesz! :-)) Juz Ci zazdroszcze tej wyprawy... Napewno zrobisz wspaniale zdjecia!
-
A my... dalej przemiarzamy Meksyk... Ten kraj jest tak wielki i roznorodny, ze w zasadzie gdyby to bylo kilka np. 7 osobnych krajow, to i tak kazdy bylby odrebny i niezwykle ciekawy. Po 3 dniach w Mazatlan zrobilismy nastepny duzy skok - 450 km do Los Mochis. Tu udalo nam sie jeszcze tego samego dnia zaaranzowac bilety kolejowe do Creel lezacym na koncowej krawedzi wiekiego kanionu Barranca del Cobre i 6 noclegow w roznych miejscach Barranca.
O ile trasa samochodowa byla bez wiekszych wydarzen, ot po prostu w miare plaska droga wzdluz Morza Corteza, to trasa kolejowa przerosla nasze oczekiwania jesli chodzi o atrakcyjnosc. Nie nadarmo uchodzi ona za jedna z najbardziej spektakularnych tras kolejowych na swiecie. Blisko 50 tuneli, 100 mostow i roznica poziomow 2400 m robi swoje. Jazda trwala 10 godzin (410 km) i z wyjatkiem pierwszego dosc plaskiego odcinka, ktory trwal 4 godziny, reszta przypominala jazde miniaturowym pociagiem po jakiejsc fantastycznej makiecie, gdzie pod spodem i nad nami widzielismy tor kolejowy, po ktorym po kilkunastu minutach sami jechalismy. Stosunkowo krotki pociag ciagnely 2 lokomotywy diesla nad przepasciami wcinajac sie setkami kretych serpentyn wzdluz stromych zboczy...
Dzis, ochlonawszy co nieco po wczorajszej podrozy wynajelismy samochod z kierowca znajacym teren i pojechalismy na kilkugodzinna przejazdzke po okolicy. Podjechalismy waskim wawozem do przepieknego wodospadu majacego okolo 50 m wysokosci a takze przygladalismy sie z bliska zyciu Indian Tarahumara - niektorzy wciaz mieszkaja w jaskiniach, tak jak setki lat temu... Ich jezyk brzmi niezwykle. Kupiwszy pare pamiatek od dwoch sympatycznych Indianek, zapytalismy jak w ich jezyku zabrzmi pare typowych slow czy fraz i gdy probowalem powtorzyc to obie wybuchaly smiechem za kazdym razem :-)
Creel jest naszym najdalszym punktem podrozy i od jutra rozpoczniemy juz powolny powrot... -
Ja tez tak chcialem krzyknac :-))
-
Cala przyjemnosc po moje stronie. A w ogole to milo jest podrozowac "razem" z przyjaciolmi, chocby tylko internetowo... :-)
W Mazatlan otrzymalismy juz swoja porcje kapieli parowych i w srode wyroszamy dalelej na polnoc do Los Mochis a stamtad do Barranca del Cobre...
Pozdrowienia :-))