Komentarze użytkownika arnold.layne, strona 220
Przejdź do głównej strony użytkownika arnold.layne
-
Ponownie dziękuję :-)
-
Piękne. Po prostu płynie sobie :-)
-
Do diabła, nie doczytałem się ;-(. Wszak zdjęcie był w La Paz zrobione, tedy kąśliwa uwaga powinna dotyczyć smaku boliwijskiego ;-))
-
Zaraz głupoty ;-), pochlebiasz sobie :-).
Też znam tę odwagę ;-), chyba nikt nie jest od niej wolny :-))
-
Zanim zapoznam się z Twoimi egzotycznymi relacjami, poczekam cierpliwie na "łowy" krajowe, z Twojego podwórka :-)
-
Trafiłem do tej jadłodajni zupełnie przypadkowo, znęcony tytułem zdjęcia. "Konsumpcja". Brzmiało zachęcająco. Niestety pogląd na ową "konsumpcję" w Peru jest wyraźnie odmienny od tej nadwiślańskiej :-). Puste flaszki po jakichś nędznych "nawadniaczach", plus jedna pełna cola nie są w stanie zaspokoić wyrafinowanego polskiego "pragnienia" ;-)). Na szczęście Bartek - oczywiście mimochodem - wspomniał o "przeczyszczaczu" bardziej procentowym ;-)).
Plus dal Autora - za odwagę :-)
-
Krysiu, z wielką przyjemnością* spacerowałem ścieżkami Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Z przyjemnością, ale i z zazdrością "maleńką taką" ;-). Otóż wałęsając się notorycznie po Puszczy Kampinoskiej od kilkunastu lat, nie udało mi się "upolować" saren w obiektywie, a spotykamy je bardzo często. Sporo było spotkań z łosiami i dzikami - bezowocne niestety!. Bestie zawsze zdążyły umknąć ;-)). Ciekawe było spotkanie z dzikami kilka lat temu, w lutym, w samym środku śnieżnej zimy. Szliśmy - poza szlakiem... - leśną drożyną, i drogę przecięło nam stadko dzików. Najpierw przewodniczka stada, potem dorosłe sztuki, następnie kilkanaście małych, pasiatych warchlaków, a na końcu straż tylna:-). Przeszły ok. 20-30 metrów od nas. Tak mnie zamurowało, że nie zdążyłem wyjąć aparatu z plecaka...
* - Oprócz zdjęć z wyrębu...
-
Szkolna koleżanka Pani Layne - prywatnie świadkowa na naszym ślubie - zapytana w podstawówce na lekcji biologii o pasożytującego na drzewach grzyba, nie potrafiła dać konstruktywnej odpowiedzi. Litościwy kolega przyszedł jej z pomocą, niestety podpowiadanie było równie niesłuszne jak audycje "Głosu Ameryki" czy "Wolnej Europy", i takoż surowo tępione. W efekcie do koleżanki dotarły niezbyt czytelne dźwięki, słowo "huuuubaaa" zinterpretowała jako "guma". Z miejsca dostała dwóję, a u nauczycielki miała dożywotnio przechlapane za robienie sobie niesmacznych i głupawych dowcipasów...
-
Pani Layne stwierdziła, że to drozd. Nie jest ptakologiem, ale biologię studiowała ;-)
-
On: kos. Ona: kosa.
;-)
-
Ponownie dziękuję :-)
-
Piękne. Po prostu płynie sobie :-)
-
Do diabła, nie doczytałem się ;-(. Wszak zdjęcie był w La Paz zrobione, tedy kąśliwa uwaga powinna dotyczyć smaku boliwijskiego ;-))
-
Zaraz głupoty ;-), pochlebiasz sobie :-).
Też znam tę odwagę ;-), chyba nikt nie jest od niej wolny :-)) -
Zanim zapoznam się z Twoimi egzotycznymi relacjami, poczekam cierpliwie na "łowy" krajowe, z Twojego podwórka :-)
-
Trafiłem do tej jadłodajni zupełnie przypadkowo, znęcony tytułem zdjęcia. "Konsumpcja". Brzmiało zachęcająco. Niestety pogląd na ową "konsumpcję" w Peru jest wyraźnie odmienny od tej nadwiślańskiej :-). Puste flaszki po jakichś nędznych "nawadniaczach", plus jedna pełna cola nie są w stanie zaspokoić wyrafinowanego polskiego "pragnienia" ;-)). Na szczęście Bartek - oczywiście mimochodem - wspomniał o "przeczyszczaczu" bardziej procentowym ;-)).
Plus dal Autora - za odwagę :-) -
Krysiu, z wielką przyjemnością* spacerowałem ścieżkami Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Z przyjemnością, ale i z zazdrością "maleńką taką" ;-). Otóż wałęsając się notorycznie po Puszczy Kampinoskiej od kilkunastu lat, nie udało mi się "upolować" saren w obiektywie, a spotykamy je bardzo często. Sporo było spotkań z łosiami i dzikami - bezowocne niestety!. Bestie zawsze zdążyły umknąć ;-)). Ciekawe było spotkanie z dzikami kilka lat temu, w lutym, w samym środku śnieżnej zimy. Szliśmy - poza szlakiem... - leśną drożyną, i drogę przecięło nam stadko dzików. Najpierw przewodniczka stada, potem dorosłe sztuki, następnie kilkanaście małych, pasiatych warchlaków, a na końcu straż tylna:-). Przeszły ok. 20-30 metrów od nas. Tak mnie zamurowało, że nie zdążyłem wyjąć aparatu z plecaka...
* - Oprócz zdjęć z wyrębu... -
Szkolna koleżanka Pani Layne - prywatnie świadkowa na naszym ślubie - zapytana w podstawówce na lekcji biologii o pasożytującego na drzewach grzyba, nie potrafiła dać konstruktywnej odpowiedzi. Litościwy kolega przyszedł jej z pomocą, niestety podpowiadanie było równie niesłuszne jak audycje "Głosu Ameryki" czy "Wolnej Europy", i takoż surowo tępione. W efekcie do koleżanki dotarły niezbyt czytelne dźwięki, słowo "huuuubaaa" zinterpretowała jako "guma". Z miejsca dostała dwóję, a u nauczycielki miała dożywotnio przechlapane za robienie sobie niesmacznych i głupawych dowcipasów...
-
Pani Layne stwierdziła, że to drozd. Nie jest ptakologiem, ale biologię studiowała ;-)
-
On: kos. Ona: kosa.
;-)