Ocenione komentarze użytkownika zfiesz, strona 164
Przejdź do głównej strony użytkownika zfiesz
-
że co? że statek miłosci i te sprawy?:-)
-
no! w końcu gadasz do rzeczy:-)
-
ale ciągle się tli?:-)
-
na mnie nie licz, a samo się nie zrobi:-)
-
na czym cię przyłapali? na usmiechu z rana? to rzeczywiście karygodne!;-)
-
arnoldzie... mój padre, zapalony wędkarz, ma swoje miejsca na kopanie robali. ot, taka mała perwersja. każdy ma swojego king-konga jak mawiają. lat temu całkiem sporo, kiedy częściej bywałem w domu, wymyślił (niby że nagle i spontanicznie;-), że muszę z nim na te robale pojechać. zdziwiłem się, ale nie mając nic lepszego do roboty, zabrałem się z nim. nie przesadzę ani trochę, gdy powiem, że przywieźliśmy stamtąd, zamiast tłustych glizd, pięćdziesiąt kilo kanii! wiaderka, które zabrał po kryjomu papa zwierz (bo oczywiśce spontan był dokładnie i perfidnie zaplanwany;-), okazały się bezużyteczne, bo większość grzybów miała średncę dwa razy większą!
miejscówka ojca okazała się dawną hałdą obornika w nieistniejącym już od dziesięcioleci gospodarstwie. nie wiem tylko dlaczego w kolejnych latach grzybów już nie było:-( tzn... jakies pojedyncze owszem, ale w takim urodzaju trafiły się tylko raz.
kanie jedlismy z tydzień... wraz z całą, bliżzą i dalszą, rodziną i znajomymi:-) niestey, śliwowcy na zakąskenie mieliśmy:-(
-
no tak... w dodatku listonosz zawsze dzwoni DWA razy!:-)
-
ło dżyzas! kogo ja widzę?!?! co tam panie w afryce?:-)
-
opalenizna "na rolnika"! moja ulubiona;-)
-
dopadłaś ikarusa? jesli nie, zawsze możesz wyskoczyć na maltę! wielkie dzięki:-)
-
że co? że statek miłosci i te sprawy?:-)
-
no! w końcu gadasz do rzeczy:-)
-
ale ciągle się tli?:-)
-
na mnie nie licz, a samo się nie zrobi:-)
-
na czym cię przyłapali? na usmiechu z rana? to rzeczywiście karygodne!;-)
-
arnoldzie... mój padre, zapalony wędkarz, ma swoje miejsca na kopanie robali. ot, taka mała perwersja. każdy ma swojego king-konga jak mawiają. lat temu całkiem sporo, kiedy częściej bywałem w domu, wymyślił (niby że nagle i spontanicznie;-), że muszę z nim na te robale pojechać. zdziwiłem się, ale nie mając nic lepszego do roboty, zabrałem się z nim. nie przesadzę ani trochę, gdy powiem, że przywieźliśmy stamtąd, zamiast tłustych glizd, pięćdziesiąt kilo kanii! wiaderka, które zabrał po kryjomu papa zwierz (bo oczywiśce spontan był dokładnie i perfidnie zaplanwany;-), okazały się bezużyteczne, bo większość grzybów miała średncę dwa razy większą!
miejscówka ojca okazała się dawną hałdą obornika w nieistniejącym już od dziesięcioleci gospodarstwie. nie wiem tylko dlaczego w kolejnych latach grzybów już nie było:-( tzn... jakies pojedyncze owszem, ale w takim urodzaju trafiły się tylko raz.
kanie jedlismy z tydzień... wraz z całą, bliżzą i dalszą, rodziną i znajomymi:-) niestey, śliwowcy na zakąskenie mieliśmy:-( -
no tak... w dodatku listonosz zawsze dzwoni DWA razy!:-)
-
ło dżyzas! kogo ja widzę?!?! co tam panie w afryce?:-)
-
opalenizna "na rolnika"! moja ulubiona;-)
-
dopadłaś ikarusa? jesli nie, zawsze możesz wyskoczyć na maltę! wielkie dzięki:-)