Ocenione komentarze użytkownika lmichorowski, strona 1210
Przejdź do głównej strony użytkownika lmichorowski
-
Indianin, czy jeleń - w każdym razie rogacz.
-
Imponujące, że po tylu latach potrafisz odtworzyć w pamięci tyle szczegółów wyprawy. Bardzo dobrze się czyta tę relację. Ja w tym samym czasie odbyłem z kolegą podróż autostopem z Włoch (pojechaliśmy tam na zaproszenie przyjaciela, którego rok wcześniej poznałem na praktyce AIESECu w Turynie) do Pragi, ale kudy mnie do Twojej wyprawy! Teraz pozwolę sobie krótko odnieść się do niektórych wątków:
1) Wspomniałaś o wyprawie URSUSEM na Saharę w latach 70-tych. Nie wiem czy wiesz, ale podobną wyprawę (również URSUSEM) zorganizowano po krajach Ameryki południowej już w nowym stuleciu. Przedsięwzięcie nosiło nazwę "Traktoriada".
2) Pewnie narażę Ci się, ale w pełni rozumiem brydżystów, do których też się zaliczam. W moich czasach studenckich była to dość popularna gra. A dziś... prawdziwych brydżystów już nie ma (parafrazując tekst znanej piosenki).
3) Gościnność turecka. Niestety, nigdy nie byłem w tym pięknym kraju, ale od wielu osób słyszałem podobne relacje. Myślę więc, że masowa turystyka nie wszędzie zabiła tę sympatyczną cechę. Inna rzecz, że w latach 70-tych znacznie częściej doświadczało się gościnności również w krajach europejskich. Podczas naszej podróży autostopem kilka razy byliśmy goszczeni w domach we Włoszech, Francji (Alzacja) i w Niemczech. Cecha ta nie umarła (na szczęście) definitywnie. W obecnym stuleciu z miłym przejawem gościnności i troski o turystów spotkałem się np. w małej miejscowości w Oregonie, gdzie jedna z mieszkanek, widząc że próbowaliśmy dostać się do nieczynnej już restauracji, przyniosła nam z własnej inicjatywy tacę z kolacją i deserem do naszego pokoju w motelu. Z objawami serdecznej gościnności spotykałem się też w Rosji.
4) Piszesz, że spacerując nocą po Wiedniu zastawałyście wszystkie bramy zamknięte. To zostało chyba do dziś. W ogóle, jeśli podróżujesz przez Austrię i chcesz znaleźć nocleg lub posiłek po godzinie 22.00 (szczególnie na prowincji) czeka Cię nie lada wyzwanie. Sam doświadczyłem tego nie raz jeżdżąc samochodem przez Austrię w czasie, gdy mieszkałem i pracowałem w Italii.
5) Poprawki wymaga chyba nazwisko malarza, o którym piszesz. Ponieważ wymieniasz go w towarzystwie impresjonistów, myślę, że mowa jest o Henri de Toulouse-Lautrec, którego złośliwy "chochlik" zmienił w "Lorteca". Chyba, że chodzi o innego artystę.
Jeszcze raz "chapeau bas" i ogromniasty plusik za podróż.
Pozdrawiam.
-
Jak mowa o Turku, to zawsze przypomina mi się znana scenka z komedii S. Bareji, w której handlujący kożuchami Turek, wziąwszy detektywa-amatora za milicjanta odczytuje z kartki łamaną polszczyzną tekst: "Bardzo przepraszam, ale podejrzenia panów są całkowicie bezpodstawne. Ja niczym nie handluję. Ta pani przyszła w tym kożuchu i w nim wychodzi" (rzecz działa się latem).
-
I do tego fajne warkoczyki... Nie ma dziś, niestety, takich kobiet.
-
W tamtych czasach plecak ze stelażem to było niemal nieosiągalne marzenie. Pamiętam dobrze, bo to też były moje studenckie lata. Wydaje mi się jednak, że różnica pomiędzy kursem bankowym, a czarnorynkowym była nieco większa (pamiętam, że gdy wyjeżdżałem na praktykę AIESECu do Włoch, to przy wymianie pieniędzy na tranzyt przez Austrię - "zawrotnej" kwoty 5 USD bank liczył 24 zł za dolara, a na czarnym rynku kosztował on 90 - 100 zł).
-
Też to dostrzegam (ale dopiero po Twoim opisie). A ta skałka blisko środka kadru przypomina mi nieco leżącą fokę lub wydrę.
-
Mnie ta skała przypomina faceta w czapce. Widzę "wysokie" czoło, oczy, słabo zaznaczony, ale widoczny nos i zaciśnięte usta z kącikami skierowanymi w dół. Ciekawe, czy tylko ja mam takie skojarzenie?
-
Chyba mają rację. Bo i ja miałem podobne pierwsze skojarzenie.
-
Piękne skalne grzybki.
-
Białe skały wyglądają jak śnieg
-
Indianin, czy jeleń - w każdym razie rogacz.
-
Imponujące, że po tylu latach potrafisz odtworzyć w pamięci tyle szczegółów wyprawy. Bardzo dobrze się czyta tę relację. Ja w tym samym czasie odbyłem z kolegą podróż autostopem z Włoch (pojechaliśmy tam na zaproszenie przyjaciela, którego rok wcześniej poznałem na praktyce AIESECu w Turynie) do Pragi, ale kudy mnie do Twojej wyprawy! Teraz pozwolę sobie krótko odnieść się do niektórych wątków:
1) Wspomniałaś o wyprawie URSUSEM na Saharę w latach 70-tych. Nie wiem czy wiesz, ale podobną wyprawę (również URSUSEM) zorganizowano po krajach Ameryki południowej już w nowym stuleciu. Przedsięwzięcie nosiło nazwę "Traktoriada".
2) Pewnie narażę Ci się, ale w pełni rozumiem brydżystów, do których też się zaliczam. W moich czasach studenckich była to dość popularna gra. A dziś... prawdziwych brydżystów już nie ma (parafrazując tekst znanej piosenki).
3) Gościnność turecka. Niestety, nigdy nie byłem w tym pięknym kraju, ale od wielu osób słyszałem podobne relacje. Myślę więc, że masowa turystyka nie wszędzie zabiła tę sympatyczną cechę. Inna rzecz, że w latach 70-tych znacznie częściej doświadczało się gościnności również w krajach europejskich. Podczas naszej podróży autostopem kilka razy byliśmy goszczeni w domach we Włoszech, Francji (Alzacja) i w Niemczech. Cecha ta nie umarła (na szczęście) definitywnie. W obecnym stuleciu z miłym przejawem gościnności i troski o turystów spotkałem się np. w małej miejscowości w Oregonie, gdzie jedna z mieszkanek, widząc że próbowaliśmy dostać się do nieczynnej już restauracji, przyniosła nam z własnej inicjatywy tacę z kolacją i deserem do naszego pokoju w motelu. Z objawami serdecznej gościnności spotykałem się też w Rosji.
4) Piszesz, że spacerując nocą po Wiedniu zastawałyście wszystkie bramy zamknięte. To zostało chyba do dziś. W ogóle, jeśli podróżujesz przez Austrię i chcesz znaleźć nocleg lub posiłek po godzinie 22.00 (szczególnie na prowincji) czeka Cię nie lada wyzwanie. Sam doświadczyłem tego nie raz jeżdżąc samochodem przez Austrię w czasie, gdy mieszkałem i pracowałem w Italii.
5) Poprawki wymaga chyba nazwisko malarza, o którym piszesz. Ponieważ wymieniasz go w towarzystwie impresjonistów, myślę, że mowa jest o Henri de Toulouse-Lautrec, którego złośliwy "chochlik" zmienił w "Lorteca". Chyba, że chodzi o innego artystę.
Jeszcze raz "chapeau bas" i ogromniasty plusik za podróż.
Pozdrawiam. -
Jak mowa o Turku, to zawsze przypomina mi się znana scenka z komedii S. Bareji, w której handlujący kożuchami Turek, wziąwszy detektywa-amatora za milicjanta odczytuje z kartki łamaną polszczyzną tekst: "Bardzo przepraszam, ale podejrzenia panów są całkowicie bezpodstawne. Ja niczym nie handluję. Ta pani przyszła w tym kożuchu i w nim wychodzi" (rzecz działa się latem).
-
I do tego fajne warkoczyki... Nie ma dziś, niestety, takich kobiet.
-
W tamtych czasach plecak ze stelażem to było niemal nieosiągalne marzenie. Pamiętam dobrze, bo to też były moje studenckie lata. Wydaje mi się jednak, że różnica pomiędzy kursem bankowym, a czarnorynkowym była nieco większa (pamiętam, że gdy wyjeżdżałem na praktykę AIESECu do Włoch, to przy wymianie pieniędzy na tranzyt przez Austrię - "zawrotnej" kwoty 5 USD bank liczył 24 zł za dolara, a na czarnym rynku kosztował on 90 - 100 zł).
-
Też to dostrzegam (ale dopiero po Twoim opisie). A ta skałka blisko środka kadru przypomina mi nieco leżącą fokę lub wydrę.
-
Mnie ta skała przypomina faceta w czapce. Widzę "wysokie" czoło, oczy, słabo zaznaczony, ale widoczny nos i zaciśnięte usta z kącikami skierowanymi w dół. Ciekawe, czy tylko ja mam takie skojarzenie?
-
Chyba mają rację. Bo i ja miałem podobne pierwsze skojarzenie.
-
Piękne skalne grzybki.
-
Białe skały wyglądają jak śnieg