Ocenione komentarze użytkownika amused.to.death, strona 88

Przejdź do głównej strony użytkownika amused.to.death

  1. amused.to.death
    amused.to.death (01.06.2010 21:53)
    i jeden i drugi 'przeczyszczacz' ważny.
    I ważne, żeby nie mieszać:)

    A w ogóle na tym zdjęciu to jak jakiś miejscowy wyglądasz....
  2. amused.to.death
    amused.to.death (01.06.2010 12:24)
    jeśli chodzi o jadłodajnię to widzę czysty blat.
    I coca-cola jako przeczyszczacz - wszystko co trzeba jest:)
  3. amused.to.death
    amused.to.death (01.06.2010 12:23)
    no....jak widać nie wszystkim majówki odpowiadają...
  4. amused.to.death
    amused.to.death (30.05.2010 23:19)
    no od razu było wiadomo, które zdjęcie będzie najbardziej popularne...
  5. amused.to.death
    amused.to.death (30.05.2010 23:13)
    No cóż, mogę tylko podziękować za poglądową lekcję:)
    Linka trzeba było z zaproszeniem wysyłać, a nie czekać aż tu trafię (bo co by było, gdybym nie trafiła, hę?)

    A co do Janosika, to ja bym się tam jednak wykłócała - jak to NIE NASZ????
    :)

    Ja to jaskinie akurat średnio lubię (najbardziej na zdjęciach:D), ta akurat ładnie wygląda, ale niektóre są zimne, mokre, ciemne...brrrr.... aż mnie ciarki przechodzą jak wspominam.
  6. amused.to.death
    amused.to.death (30.05.2010 22:49)
    Ślady tsunami widziałam na Ko Phi Phi rok po. Wciąż przerażające.
  7. amused.to.death
    amused.to.death (30.05.2010 22:41)
    Ja byłam na przełomie lipca i sierpnia 2007 - dwa czy trzy tygodnie później zaczęły się pierwsze protesty i demonstracje.
  8. amused.to.death
    amused.to.death (30.05.2010 22:10)
    Jaki bałaganik??
    Ja tam widzę kolorową różnorodność...
    :)))
  9. amused.to.death
    amused.to.death (30.05.2010 22:06)
    Czyli można powiedzieć, że w Rangunie każde z nas zrobiło coś czego za zwyczaj nie ma:)))
  10. amused.to.death
    amused.to.death (30.05.2010 21:36)
    Ja się uparłam na przewodnika, bo przed wyjazdem przez przypadek przeczytałam na lonely planet opinie o takim jednym przewodniku w Rangoonie. I kiedy przyjechałyśmy sam zaczepił nas na ulicy.
    Bardzo się upierałam, że potrzebny nam przewodnik, mimo, że moje współtowarzyszki zdecydowanie protestowały. W końcu postawiłam na swoim i wszyscy potem mi przyznali, że to była niezła decyzja, bo facet i świetnie mówił po angielsku i miał niesamowitą wiedzę - spędził z nami w mieście prawie cały dzień, a w samej pagodzie kilka godzin i opowiadał wszystkie.

    Tylko poglądy politycznie nam nie odpowiadały:((

    My od czasu do czasu bierzemy gdzieś przewodnika i w 99% okazuje się, że zdecydowanie warto.