Otrzymane komentarze dla użytkownika slawannka, strona 625
Przejdź do głównej strony użytkownika slawannka
-
-
Wiesz, ja nie chciałam się zagłębiać w te sprawy, bo to nie o to w końcu tu chodzi;).
A dwa, różnych rzeczy i możliwości nie było i nie wiedzieliśmy wtedy że mogłoby być inaczej. Żyliśmy sobie takim życiem i innego nie znaliśmy...
-
Sława,
zapomniałaś wymienić dwie inne możliwości podróżowania w tamtych czasach..
a mianowicie, trzeba było być NIESZEREGOWYM członkiem SZSP (Socjalistyczny Związek Studentów Polskich), czyli tzw. działaczem i załapać sie np. na taki wyjazd jak Zlot Młodziezy Swiata czy na tzw. studenckie praktyki zagraniczne....
albo być kandydatem czy wręcz członkiem partii, o wtedy się miało przywileje, miało....
ps.
Napisałam " nieszerogowym" dużymi literami, by podkreślić, że prawie wszyscy w tych czasach należeli do SZSP, bo innej organizacji studenckiej po 68 nie było, po prostu...
-
Napisałaś wystarczająco czytelnie. Zrozumiałem, że byłaś we Włoszech po ostatnim roku studiów i zrobieniu dyplomu. Najważniejsze, że jak zwykle napisałaś z zębem i do czytania...
-
Widzę że napisalam mało czytelnie - po dyplomie na UW, nie robiłam dyplomu we Wloszech:)
-
Opisz, opisz, warto!
Ja będąc po ostatnim roku i dyplomie we Włoszech miałam propozycję pracy (u hrabiny!) i studiów podyplomowych, ale chciałam to załatwić legalnie, żeby nie robić problemów rodzinie. W Rzymie poszłam do ambasady i potknęłam się na pierwszym podejściu - my tego nie załatwiamy. A kto? Może ministerstwo oświaty w Warszawie? No, to dziękuję, do widzenia. I wróciłam do domu... I do dziś nie wiem, jak potoczyłyby się losy gdybym jednak nie wybrała mniej legalnej drogi...
A dziś, Erasmus, chcesz, zależy ci, to jedziesz gdzie chcesz, żyć, studiować, pracować. Bajka!
Żyliśmy, przeżyliśmy, to były lata naszej młodości, kochaliśmy się, szaleliśmy, pamiętamy i te dobre i piękne dni. Ale według mnie trzeba pamiętać wszystko...
-
Oj, to były czasy... Nie chciałbym teraz ulegać spiskowej teorii dziejów świata ale...
Krążyły w tym wspaniałym świecie mojej młodości, bo Ty Slawannko nadal w świecie młodości się poruszasz, głosy o doskonałym orientowaniu się służb PRLu na temat co kto robił za granicą. Nie bardzo chciałem w to wierzyć do momentu podróży powrotnej z praktyk w Finlandii, które odbywałem w czasie studiów na politechnice. Na promie z Helsinek do Gdańska podszedł do mnie steward - było to nad ranem, mało ludzi na pokładzie - i zaczęliśmy rozmawiać. Początkowo o przysłowiowej d... Maryni. W pewnym momencie mój rozmówca zaczął narzekać na fatalną pracę. Ja wyraziłem zdziwienie pamiętając ile zachodu kosztowało mnie zdobycie paszportu, a on ten "zachód" odwiedzał co parę dni. Tu się zaczęły pytania typu; a dlaczego miałem kłopoty, a bo trzeba było powiedzieć to i to itd. Później jeszcze były pytania co robiłem w Finlandii. Krótko mówiąc, zapaliła się kontrolka... Facet był dosyć młody. Jeśli rzeczywiście robił na dwa etaty to chyba jako stażysta, skoro nie poradził sobie ze studentem normalnie chlapiącym językiem na lewo i prawo. Dalsza rozmowa była o pogodzie. Zacząłem jednak być ostrożniejszym. Nie było to moje ostatnie spotkanie tego typu podczas tej podróży. Może kiedyś opiszę pozostałe. Może przy okazji wrzucania fotek z Finlandii do Retrokolumbera , jeśli uda mi się je zeskanować.
Fajnie, że podobne historie brzmią teraz jak bajki o żelaznym wilku.
-
No, ja wiedziałam że taka podróż mi się nie powtórzy co roku... Marzenia marzeniami, ale to było coś jedynego, a co do dokumentacji, to raczej była to kwestia wielkiego, ogromnego pecha...
A co paszportu, to ja z kolei przez następnych kilka lat się bałam, bo kiedy oddawałam paszport po powrocie, zakwestionowano moje 3 dni w Wiedniu (mieliśmy wizę tranzytową na trzy dni, więc niby wszystko było w porządku, ale...). Zapytano mnie, a to dlaczego zatrzymałam się w Wiedniu, a co tam robiłam, a gdzie się zatrzymałam, a jakim prawem... Na pytanie moje, a dlaczego nie, skoro miałam tam wizę na trzy dni, pokazano mi punkt z przepisów dotyczących wykorzystania paszportu: "Paszport należy użyć jedynie do celu, dla którego został wydany...". I na do widzenia dowiedziałam się, że kiedy następnym razem będę się starać o paszport, żebym się nie dziwiła, jeśli będą z tym problemy...
Więc kiedy po kilku latach jechałam po raz pierwszy do Włoch na stypendium, naprawdę bardzo się bałam... Jaka to była ulga, kiedy się jednak udało...
-
Dzięki za plusy i komentarze, będą się pojawiać nowe albumy ze starymi zdjęciami stopniowo.
-
Sława,
świetnie , że opisałaś taka wyprawę...
To były inne czasy, kiepskie aparaty, filmy czasami zdobywało się spod lady, były drogie..
Poza tym, byliśmy młodzi i wydawało nam się, że wieczni...
i że takie przygody w tym samym towarzystwie powtarzać będziemy co roku, więc nie dbało się tak bardzo o ich dokumentację...
W podobny sposób straciłam nieliczne zdjęcia z mojej ostatniej studenckiej wyprawy na Słowację ( Mała i Wielka Fatra i Nizne Tatry) w 1980...
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że przez następne osiem lat nie dostanę paszportu...
-
Wiesz, ja nie chciałam się zagłębiać w te sprawy, bo to nie o to w końcu tu chodzi;).
A dwa, różnych rzeczy i możliwości nie było i nie wiedzieliśmy wtedy że mogłoby być inaczej. Żyliśmy sobie takim życiem i innego nie znaliśmy... -
Sława,
zapomniałaś wymienić dwie inne możliwości podróżowania w tamtych czasach..
a mianowicie, trzeba było być NIESZEREGOWYM członkiem SZSP (Socjalistyczny Związek Studentów Polskich), czyli tzw. działaczem i załapać sie np. na taki wyjazd jak Zlot Młodziezy Swiata czy na tzw. studenckie praktyki zagraniczne....
albo być kandydatem czy wręcz członkiem partii, o wtedy się miało przywileje, miało....
ps.
Napisałam " nieszerogowym" dużymi literami, by podkreślić, że prawie wszyscy w tych czasach należeli do SZSP, bo innej organizacji studenckiej po 68 nie było, po prostu... -
Napisałaś wystarczająco czytelnie. Zrozumiałem, że byłaś we Włoszech po ostatnim roku studiów i zrobieniu dyplomu. Najważniejsze, że jak zwykle napisałaś z zębem i do czytania...
-
Widzę że napisalam mało czytelnie - po dyplomie na UW, nie robiłam dyplomu we Wloszech:)
-
Opisz, opisz, warto!
Ja będąc po ostatnim roku i dyplomie we Włoszech miałam propozycję pracy (u hrabiny!) i studiów podyplomowych, ale chciałam to załatwić legalnie, żeby nie robić problemów rodzinie. W Rzymie poszłam do ambasady i potknęłam się na pierwszym podejściu - my tego nie załatwiamy. A kto? Może ministerstwo oświaty w Warszawie? No, to dziękuję, do widzenia. I wróciłam do domu... I do dziś nie wiem, jak potoczyłyby się losy gdybym jednak nie wybrała mniej legalnej drogi...
A dziś, Erasmus, chcesz, zależy ci, to jedziesz gdzie chcesz, żyć, studiować, pracować. Bajka!
Żyliśmy, przeżyliśmy, to były lata naszej młodości, kochaliśmy się, szaleliśmy, pamiętamy i te dobre i piękne dni. Ale według mnie trzeba pamiętać wszystko... -
Oj, to były czasy... Nie chciałbym teraz ulegać spiskowej teorii dziejów świata ale...
Krążyły w tym wspaniałym świecie mojej młodości, bo Ty Slawannko nadal w świecie młodości się poruszasz, głosy o doskonałym orientowaniu się służb PRLu na temat co kto robił za granicą. Nie bardzo chciałem w to wierzyć do momentu podróży powrotnej z praktyk w Finlandii, które odbywałem w czasie studiów na politechnice. Na promie z Helsinek do Gdańska podszedł do mnie steward - było to nad ranem, mało ludzi na pokładzie - i zaczęliśmy rozmawiać. Początkowo o przysłowiowej d... Maryni. W pewnym momencie mój rozmówca zaczął narzekać na fatalną pracę. Ja wyraziłem zdziwienie pamiętając ile zachodu kosztowało mnie zdobycie paszportu, a on ten "zachód" odwiedzał co parę dni. Tu się zaczęły pytania typu; a dlaczego miałem kłopoty, a bo trzeba było powiedzieć to i to itd. Później jeszcze były pytania co robiłem w Finlandii. Krótko mówiąc, zapaliła się kontrolka... Facet był dosyć młody. Jeśli rzeczywiście robił na dwa etaty to chyba jako stażysta, skoro nie poradził sobie ze studentem normalnie chlapiącym językiem na lewo i prawo. Dalsza rozmowa była o pogodzie. Zacząłem jednak być ostrożniejszym. Nie było to moje ostatnie spotkanie tego typu podczas tej podróży. Może kiedyś opiszę pozostałe. Może przy okazji wrzucania fotek z Finlandii do Retrokolumbera , jeśli uda mi się je zeskanować.
Fajnie, że podobne historie brzmią teraz jak bajki o żelaznym wilku. -
No, ja wiedziałam że taka podróż mi się nie powtórzy co roku... Marzenia marzeniami, ale to było coś jedynego, a co do dokumentacji, to raczej była to kwestia wielkiego, ogromnego pecha...
A co paszportu, to ja z kolei przez następnych kilka lat się bałam, bo kiedy oddawałam paszport po powrocie, zakwestionowano moje 3 dni w Wiedniu (mieliśmy wizę tranzytową na trzy dni, więc niby wszystko było w porządku, ale...). Zapytano mnie, a to dlaczego zatrzymałam się w Wiedniu, a co tam robiłam, a gdzie się zatrzymałam, a jakim prawem... Na pytanie moje, a dlaczego nie, skoro miałam tam wizę na trzy dni, pokazano mi punkt z przepisów dotyczących wykorzystania paszportu: "Paszport należy użyć jedynie do celu, dla którego został wydany...". I na do widzenia dowiedziałam się, że kiedy następnym razem będę się starać o paszport, żebym się nie dziwiła, jeśli będą z tym problemy...
Więc kiedy po kilku latach jechałam po raz pierwszy do Włoch na stypendium, naprawdę bardzo się bałam... Jaka to była ulga, kiedy się jednak udało... -
Dzięki za plusy i komentarze, będą się pojawiać nowe albumy ze starymi zdjęciami stopniowo.
-
Sława,
świetnie , że opisałaś taka wyprawę...
To były inne czasy, kiepskie aparaty, filmy czasami zdobywało się spod lady, były drogie..
Poza tym, byliśmy młodzi i wydawało nam się, że wieczni...
i że takie przygody w tym samym towarzystwie powtarzać będziemy co roku, więc nie dbało się tak bardzo o ich dokumentację...
W podobny sposób straciłam nieliczne zdjęcia z mojej ostatniej studenckiej wyprawy na Słowację ( Mała i Wielka Fatra i Nizne Tatry) w 1980...
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że przez następne osiem lat nie dostanę paszportu...
Co za przyroda i charakter wyspy!
Gratuluje odwagi, ale jak tam sie jest to trzeba isc dalej do konca, prawda?
Pozdrowienia z Texasu, dzis jest 45 stopni w sloncu... cieplo. Ale Texas jest na wysokosci Kairu.
Te kaktusy sa dosc popularne w Texasie, rosna wszedzie gzie nic innego nie chce. Ale nie dotykac!
Dzieki za zaproszenie.
Anna